Andrzejowi Sznajderowi do pamiętniczka

Z opóźnieniem przeczytałem wywiad z dyrektorem katowickiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Andrzejem Sznajderem zamieszczony na portalu katowice24.info. Wywiad dotyczył generała Jerzego Ziętka i wzbudził wielkie zadowolenie wśród zwolenników zarządzania pamięcią historyczną Polaków poprzez wydawanie krótkich warkliwych komend, do czego prowadzi realizacja ustawy potocznie zwanej „dekomunizacyjną”. Jak łatwo się domyślić nie zaliczam się do zwolenników krótkich warkliwych komend.

Zanim przejdę do kwestii zasadniczej a więc do oceny Jerzego Ziętka muszę poczynić jedną dygresję. Jestem przeciwnikiem ustawy „dekomunizacyjnej” przede wszystkim, dlatego bo uważam za niedopuszczalne w demokratycznym kraju ustalanie jednej obowiązkowej wersji historii za pomocą decyzji administracyjnych wydawanych w praktyce przez historyków pracujących w IPN-ie. Andrzej Sznajder czuje, co najmniej niezręczność tej sytuacji i zawile tłumaczy, iż IPN przygotowuje tylko „wyważone” opinie dla Wojewody. Tyle, że zapisy ustawy „dekomunizacyjnej” powodują, że opinie te nie podlegają dyskusji i Wojewoda dostaje je do wykonania. IPN-owscy historycy z badaczy stają się zatem urzędnikami od historii. W gruncie rzeczy niewiele różnią się od radzieckich cenzorów, którzy ze zdjęć ze Stalinem retuszowali nieakceptowane w danej chwili postacie z historii ZSRR.

Wróćmy jednak do generała Jerzego Ziętka. Negatywna ocena Ziętka przedstawiona w wywiadzie w żaden sposób mnie nie zaskoczyła. Niestety rzeczowa polemika jest, w zaistniałej sytuacji, niezwykle trudna. Problem w tym, że za historykiem Sznajderem stoi dyrektor Sznajder wyposażony w decyzje administracyjne. Państwo uosobione w tym wypadku przez IPN, przyznało sobie prawo do oceniania Jerzego Ziętka nie w oparciu o siłę argumentów a podpierając się argumentem siły. W ten, jakże prosty i prymitywny sposób, mocą pieczątki przyłożonej w odpowiednim miejscu, rozwiązywane są problemy polskiej i śląskiej historii.

Andrzej Sznajder półgębkiem przyznaje, iż Jerzy Ziętek jakieś tam zasługi ma, ale jeśli już czynił dobrze to tylko z cynicznego PZPR-owskiego wyrachowania. W takiej ocenie nie ma miejsca na trudną i skomplikowaną polską historię. Nie ma miejsca na jakże często towarzyszący od 300 lat Polakom tragiczny brak alternatywy. Wszystko jest fałszywie proste i jasne.

Andrzej Sznajder chce wymazać Jerzego Ziętka z życzliwej pamięci tysięcy Górnoślązaków. Chce wmówić nam wszystkim, że historia Polski i Górnego Śląska jest wyłącznie czarno-biała. Jaki to fałszywy obraz może świadczyć porównanie Ziętka z jego przedwojennym poprzednikiem na funkcji wojewody Michałem Grażyńskim. Grażyński to człowiek dla Polski zasłużony, ale także przedstawiciel opresyjnej sanacyjnej dyktatury, którego postępowanie w wielu sprawach za wzór dla funkcjonariuszy obecnej demokratycznej Polski specjalnie się nie kwalifikuje. Mimo to Grażyński ma miejsce w naszej pamięci i ma, całkiem słusznie, na Śląsku swoje ulice i place. To, dlaczego nie ma do tego prawa funkcjonariusz innej opresyjnej dyktatury Jerzy Ziętek? Bo był „czerwony”? Bo miał pecha pracować dla Polski w czasach radzieckiego protektoratu? Jerzy Ziętek musiał dokonać pragmatycznego wyboru w trudnych czasach po zakończeniu II wojny światowej, podobnie zresztą jak miliony Polaków. Andrzej Sznajder chce nam wmówić, iż dokonanie wyboru było zbrodnią. Nie chce pamiętać, że nikt Polaków nie pytał o to czy chcą takich wyborów dokonywać. Owszem byli tacy, którzy w konsekwencji ówczesnego swojego wyboru zhańbili się na wieki, ale nie Ziętek. W tych trudnych czasach był dobrym Polakiem i dobrym Ślązakiem. Żadna sejmowa ustawa czy uchwała mu tego nie odbierze.

Znam Andrzeja Sznajdera od czasów szkoły średniej i chętnie podyskutowałbym z nim o Jerzym Ziętku jak historyk z archiwistą. Taka uczciwa rozmowa stała się jednak dzisiaj niemożliwa, bo tak czy inaczej na końcu pojawi się decyzja administracyjna i wygumuje to, co rządzącym się nie podoba.

Comments are closed.