Ciemny lud to kupi?

Prezydent Bytomia Damian Bartyla przesłał do Rady Miasta projekt uchwały o prywatyzacji Zakładu Budynków Miejskich sp. z o.o. Z półstronicowego uzasadnienia można wydusić tylko jedno wyjaśniające sprawę zdanie – brak formalnego uzasadnienia dla dalszego posiadania ZBM-u przez miasto Bytom.

Ponad rok temu w referendum bytomianie odwołali poprzedniego prezydenta miasta. Piotr Koj stracił stanowisko, bo podejmował decyzje nie licząc się z opiniami mieszkańców Bytomia. Teraz nowy prezydent Bytomia, jeden z głównych organizatorów zeszłorocznego referendum, Damian Bartyla przedstawia pomysł prywatyzacji jednej z miejskich spółek i ani myśli skonsultować się z mieszkańcami Bytomia.

Pół strony maszynopisu ma zastąpić także niezbędną w takiej sytuacji analizę uzasadniającą, dlaczego mamy pozbyć się kawałka miejskiej własności. Ciemny lud to kupi?

Niewątpliwie po latach chaotycznej polityki Piotra Koja trzeba bytomską gospodarkę mieszkaniową uporządkować. Prezydent Koj odziedziczył w 2006 r. zarządzanie gospodarką mieszkaniową oparte o jedną spółkę (Zakład Budynków Miejskich) i jeden wydział w Urzędzie Miejskim. Gdy odchodził po referendum w 2012 r. tą działką zajmowały się w Bytomiu trzy miejskie spółki, jedna jednostka budżetowa i referat Urzędu Miejskiego. Lepiej nie było, za to był chaos i dużo prezesów, dyrektorów oraz członków rad nadzorczych. Najprostszym sposobem uporządkowania wydawał się powrót plus / minus do stanu z 2006 r. Już miało do tego dojść, ale, po co iść prostą drogą, jeśli można coś spieprzyć?

Teza, że posiadanie ZBM-u przez miasto Bytom nie ma uzasadnienia w przepisach wynika z dogmatycznej, liberalnej interpretacji obowiązującego prawa. To zaskakujący zwrot w poglądach prezydenta Bartyli, o którym mówi się, że blisko mu do Prawa i Sprawiedliwości. Przypomina mi to argumentację Piotra Koja, gdy likwidował Zakład Lecznictwa Ambulatoryjnego.

Sprzedaż ZBM-u może zrodzić szereg komplikacji, które przyjdzie prezydentowi Bartyli rozwiązywać w roku wyborczym.

Wielu, szczególnie starszych mieszkańców Bytomia woli, aby ich wspólnota była administrowana przez ZBM, ponieważ mają większe zaufanie do podmiotu miejskiego. Wypadałoby zapytać ich o zdanie na temat sprzedaży ZBM-u. Zwłaszcza, że zmiana właściciela ZBM-u na początku spowoduje bałagan, który ci ludzie odczują na własnej skórze.

Nowy właściciel ZBM-u przejmie zarządzanie wspólnotami, w których będzie nadal spora pula mieszkań stanowiących własność miasta. Czy będzie tolerancyjny dla problemów bytomskiej kasy miejskiej? Wątpię.

Co będzie z ludźmi zatrudnionymi w ZBM-ie? Czy przed prywatyzacją spółki nie należałoby porozmawiać i z nimi? Prezydent miasta to nie szef korporacji, który jednym pociągnięciem pióra może zdecydować o losie zatrudnionych osób.

Na bytomskich salonach mówi się, że w ZBM-ie jest jeszcze jeden strup. Podobno za czasów prezydenta Koja ZBM pożyczył Polonii Bytom 5 mln zł. Czy w takiej sytuacji te pieniądze zostaną zwrócone do kasy ZBM-u? A może o tą kwotę zostanie obniżona cena ZBM-u? Albo też przy okazji sprzedaży ZBM-u zmieni właściciela kolejna bytomska spółka – Polonia Bytom?

Ale być może chodzi o coś zupełnie innego. Najważniejszą częścią składową majątku ZBM-u jest spory kawał bytomskiego rynku zarządzania nieruchomościami. Czy zatem jedynym uzasadnieniem dla sprzedaży ZBM-u nie jest przypadkiem ktoś, kto jest chętny, aby ten spory kawał kupić? I na dodatek ten ktoś ma dojście do właściwych uszu? W takiej sytuacji kwestie, które postawiłem w niniejszym tekście są nieważne. Ważne jest tylko, kto kupi ZBM.

3 komentarze to “Ciemny lud to kupi?”

  1. Kompletnie się nie zgadzam z większościa ocen i domysłów tu zawartych. Dlaczego Ratusz miałby nadal być posiadaczem firmy zarzadzajacej wspólnotami, takiej jakich w Bytomiu jest, tak na oko, ze czterdzieści?! Równie dobrze można by postulować, aby Gmina założyła i prowadziła n.p. pizzerię. Bo starsi ludzie maja zapewne większe zaufanie do pizzy samorzadowej…? Można z różnych aspektów (braku) polityki gospodarczej Piotra Koja się natrzasać, ale akurat w przypadku podziału ZBMu udało się przynajmniej wyraźnie oddzielić to co publiczne, samorzadowe w gospodarce mieszkaniowej (czyli mieszkania komunalne i socjalne, które nigdy na siebie czynszem nie zarobia – BPM i Bytomskie Mieszkania) od sfery, w której pieniadze podatników i tzw. władztwo polityków sa absolutnie zbędne, by nie rzec korupcjogenne (czyli obecnego, odchudzonego ZBMu – zarzadcy wspólnot mieszkaniowych). A zarzut mnożenia spółek i prezesów jest łatwizna i populistycznym banałem – nic nie stoi na przeszkodzie, aby szefowi jakiejś zadaniowej spółki komunalnej płacić tyle, co n.p. kierownikowi referatu w UM, aby nie powoływać rady nadzorczej, aby nie kupować niwej siedziby i perskich dywanów do niej, itp. Jeśli tylko prezydent rozsadny i uczciwy – żadne zbytki, żadne bizancjum nie sa przymusem. Zaś dyscyplinujacy wpływ Kodeksu spółek handlowych ma swe nieodparte zalety.
    A czy cała ta prywatyzacja odbędzie się w sposób przejrzysty, uczciwy, i czy samorzad bytomski uzyska optymalna cenę z przetargu na udziały w ZBMie – to już zupełnie inna sprawa, warta odrębnego wpisu, prawda?

  2. Alguien!
    W tej sprawie jest między nami fundamentalna różnica, która była, jest i pewnie będzie.
    1. Jestem zwolennikiem zarządzania gospodarką komunalną za pośrednictwem instytucji i firm publicznych. Do dziedzin komunalnych zaliczam remonty i oczyszczanie dróg, dostawy ciepła, wody i energii elektrycznej, odbiór ścieków i śmieci, a także gospodarkę mieszkaniową. Dlatego nie jestem zwolennikiem prywatyzacji ZBM. Nie jestem jednak dogmatycznie do tego wzoru przywiązany. Każdą sprawę należy rozpatrywać oddzielnie. I w związku z tym bardziej prywatyzowanie ZBM tylko, dlatego że tak jest napisane w „Krótkim kursie liberalizmu łupanego” uważam za bzdurę. Aczkolwiek wiem, że do samorządu szczególnie ostatnimi czasy coraz częściej trafiają ludzie, którzy jak tylko obejmują funkcje zaczynają się rozglądać, co by tu sprzedać.
    2. Uważam, że miejskie struktury zarządzające powinny być maksymalnie proste, bo dzięki temu taniej kosztują, sprawniej działają i dokładnie wiadomo, kto, za co odpowiada. Dlatego wdrożona przez Piotra Koja struktura zarzadzania gospodarką mieszkaniową w Bytomiu była grubym nieporozumieniem. Niestety w tym szaleństwie była jednak metoda, bo podział i pączkowanie zastosowane przez Koja dało do ręki różnych doradców argumenty i narzędzia do potencjalnej szybkiej prywatyzacji ZBM-u. Podejrzewam nawet, że Piotr Koj nie zdawał sobie z tego sprawy. I nie zdaje do dzisiaj.

  3. Usługi administrowania wspólnotami sa gospodarka mieszkaniowa w tym samym stopniu, co sprzedaż napojów z saturatora – zaopatrzeniem ludności w wodę.
    I nie jest to żaden „liberalizm łupany”, ale elementarna lektura konstytucji naszego kraju. A dokładnie zapisanej tam (i zwykle ignorowanej przez polityków) zasady SUBSYDIARNOŚCI – władzę publiczna i pieniadze podatników angażować należy tylko tam, gdzie sa NIEZBĘDNE DLA UZUPEŁNIENIA (lecz nie zastapienia!) aktywności podmiotów niżej położonych w organizacji państwa – w tym przypadku: działalności indywidualnych obywateli, organizacji pozarzadowych i podmiotów gospodarczych. Dlatego też prywatyzację n.p. BPMu zajmujacego się gospodarka mieszkaniami komunalnymi dla niezamożnych bytomian uważałbym za pomysł oczywiście niedopuszczalny; brak prywatyzacji obecnego ZBMu – nie ma uzasadnienia żadnego.

    Dorzucę – jadowicie – post scriptum: no chyba, żeby za uzasadnienie takie uznać możliwość rozdania paru ciepłych, kierowniczych posad faworytom Ratusza…