Ile czasu trzeba, aby się zużyć?

Wybrano i zaprzysiężono nowego prezydenta Bytomia. Został nim były prezes Polonii Bytom Damian Bartyla. Okoliczności z tym związane przywołały u mnie skojarzenie z prezydencką zmianą warty jak miała miejsce w Bytomiu w 2006 r., gdy wybrano prezydentem miasta Piotra Koja. I wtedy i dziś kandydat wygrał w II turze miażdżącą większością głosów. I wtedy i dziś z zachowania zwolenników zwycięscy można było wywnioskować, że historia naszego miasta zaczęła się w dniu ich sukcesu. Dzisiejsi triumfatorzy podobnie jak ich poprzednicy sześć lat temu nie pamiętają, że miasto Bytom to rzecz stała, a osoby piastujące w nim najważniejsze funkcje to rzeczy przejściowe.

Z komentarzem dotyczącym wydarzeń będących konsekwencją przedterminowych wyborów samorządowych w Bytomiu postanowiłem poczekać do pierwszych decyzji personalnych. Takie zapadły i czas na mój głos.

Nowy prezydent Bytomia Damian Bartyla stanął przed trudnym wyzwaniem. Balon oczekiwań społecznych w trakcie kampanii referendalnej i kampanii wyborczej został nadmuchany bardzo mocno. Spuszczanie powietrza z balonu może okazać się dla ekipy Bartyli bardzo bolesne. Zwłaszcza, że do dyspozycji mają tylko dwa lata.

Póki, co zaczęło się od zaskakującego manewru politycznego. Damian Bartyla i radni jego ugrupowania – Bytomskiej Inicjatywy Społecznej – nie zawarli spodziewanej koalicji rządzącej z radnymi Prawa i Sprawiedliwości. Rządząca większość została skonstruowana z radnych BIS-u, dwóch radnych Stowarzyszenia Wspólny Bytom i jednego ochotnika, który dotychczas biegał w koszulce Stowarzyszenia Bytom Przyjazne Miasto. Przedstawiciel PiS-u nie został nawet wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej. Radni PiS znaleźli się w czymś, co można nazwać „rezerwą kadrową na wypadek sytuacji nagłych”. Jest to o tyle dziwne, że zaplecze polityczne Damiana Bartyli wywodzi się w dużym stopniu z osób dotychczas kojarzonych w Bytomiu z PiS-em.

Stanowiska dwóch zastępców prezydenta miasta objęły osoby (Andrzej Panek i Aneta Latacz) związane aktualnie z BIS-em, a raczej osobiście z Damianem Bartylą. W chwili, gdy piszę te słowa trzecim, potencjalnym, jeszcze niepowołanym, zastępca prezydenta miasta ma być Henryk Bonk. Akurat ten bytomski polityk zwykł chodzić własnymi, czasami skomplikowanymi, ścieżkami. W konsekwencji wielu bystrych obserwatorów bytomskiego życia samorządowego twierdzi, że po raz pierwszy od 22 lat mamy u władzy w Bytomiu układ bardziej biznesowo-towarzyski niż polityczny. Od siebie mogę dodać, że objęcie funkcji przewodniczącej Rady Miejskiej przez Danutę Skalską świadczy, że twarz tej władzy będzie prawicowa. Trochę tak jakby PiS pozbył się Jarosława Kaczyńskiego.

Jak się potoczą losy nowej prezydenckiej ekipy? Damian Bartyla będzie miał mocno pod górkę. Wielu głosujących w dniach 16 i 30 września bytomian bardziej od prezydenta miasta oczekiwało cudotwórcy. Niestety Damian Bartyla był jednym z tych kandydatów, którzy utwierdzali głosujących w przekonaniu, że jest to możliwe. Tymczasem rzeczywistość nie będzie sprzyjać cudownym zamianom wody w wino.

SLD-owska ekipa Krzysztofa Wójcika, aby się zużyć potrzebowała 12 lat. Ekipie PO i Piotra Koja zajęło to już tylko 5,5 roku. Ile zajmie to ekipie Damiana Bartyli? Czas pokaże.

 

PS.

Słaby wynik wyborczy i obecna sytuacja SLD w Bytomiu wymaga ode mnie, członka tej partii, osobnego komentarza. Napiszę go już niedługo.

One Response to “Ile czasu trzeba, aby się zużyć?”

  1. Odpowiadam na pytanie zawarte w tytule: coraz mniej. Mam wrażenie, że w polskiej polityce, póki co, obowiazuje coraz pełniej odmiana prawa Kopernika – Grishama: gorszy polityk wypiera lepszego. Od polityki lat 1990-ych zaludnianej przez etosowych idealistów i wspierajacych ich racjonalnych, reformatorskich postkomunistów przez różne fazy pośrednie doszliśmy do czasu post-polityków technokratycznych (każdy poglad jest dobry byle dawał władzę) i „apolitycznych”, w którym ton nadaja różni oportuniści i cynicy w rodzaju Ryszarda Czarneckiego (skadinad mentora pana Bartyli), i w którym skuteczność utrzymywania władzy jest wystarczajaco dobrym rozgrzeszeniem bezideowości, a nawet draństwa, podłości czy korupcji. Jednak należy wierzyć, że pokój, wzrost dobrobytu, Unia Europejska, i ogólnie otwarcie Polski na świat, miliony nowych dobrych doświadczeń demokratycznych, edukacyjnych, cywilizacyjnych stanowi tę siłę, która dość powoli, lecz konsekwentnie zmienia nam społeczeństwo na lepsze. A stad tylko krok do lepszych wyborów i lepszych polityków. Naturalnym wydaje się, że w miarę zbliżania się do tego czasu wyścig zręcznych oportunistów, czyli polska post-polityka będzie zjadać swe dzieci z każdym rokiem coraz szybciej.