O czasy! O obyczaje!

Im bliżej mam do pięćdziesiątki tym częściej zdarza mi się zastanawiać na upadkiem obyczajów.  Ostatnio przeczytałem, że „burdel” jest w bytomskim Miejskim Zarządzie Dróg i Mostów. Taki funkcjonuje tam zdaniem przewodniczącej Rady Miasta Danuty Skalskiej. Znowu, więc mogłem podumać nad upadkiem obyczajów.

Kilkanaście lat temu wyżej wymienione słowo w debacie publicznej raczej by nie padło. Byłem wtedy przewodniczącym Rady Miasta Bytomia. Przez osiem lat sprawowania tej funkcji (w Bytomiu po roku 1990 najdłużej) cztery razy prawicowi, opozycyjni radni próbowali mnie odwołać. Średnio – raz na dwa lata. Ani razu im się nieudało. Powody były zawsze czysto polityczne. Nawet ich dokładnie nie pamiętam. W każdym razie wniosek o odwołanie pojawiał się zawsze wtedy, gdy ówczesny przywódca prawicowej bytomskiej opozycji radny Janusz P. dochodził do wniosku, że już rozmontował lewicową większość. Zawsze okazywało się to iluzją, ale w desperacji radnemu P. zdarzało się przekonywać moich kolegów z klubu radnych SLD, iż trzeba mnie odwołać, ponieważ … mam za mało lewicowe poglądy i nigdy nie byłem członkiem PZPR.

Tyle koniecznego wstępu. W 1999 lub 2000 roku przy okazji pierwszego wniosku o odwołanie, gdy podczas sesji Rady Miasta odpierałem polityczne zarzuty coś mnie podkusiło i na określenie zachowania prawicowych radnych użyłem mocnego słowa: „dintojra”. I się zaczęło! Na łamach tygodnika „Życie Bytomskie” upomniano mnie, że przewodniczący Rady Miasta nie powinien użyć publicznie takiego słowa. „Dintojra” to, bowiem określenie używane w Polsce do wybuchu II wojny światowej oznaczające sąd zwyczajowy w środowisku przestępczym. Taki sąd koleżeński kryminalistów. Zainteresowanych odsyłam do musicalu Janusza Rzeszewskiego „Halo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy”. Broniąc się na łamach bytomskiego tygodnika przytoczyłem pierwotne znaczenie słowa „dintojra”. To nazwa żydowskiego sądu rabinackiego. W niektórych środowiskach pogrążyłem się jeszcze bardziej. Tak, czy inaczej, zgadzam się po latach, że porównanie było wysoce niefortunne.

Minęło kilkanaście lat i widzę na pierwszej stronie tego samego „Życia Bytomskiego” tytuł: „Burdel w MZDiM!”. O co chodzi? Oczywiście nie o to, że w bytomskim zarządzie dróg otwarto agencję towarzyską. Używając publicznie podczas sesji Rady Miasta słowa „burdel” obecna przewodnicząca Rady Danuta Skalska domagała się od prezydenta miasta dokonania zmian personalnych w tej miejskiej jednostce. Nie wchodząc w merytoryczną ocenę czy można sytuację w MZDiM porównywać do przybytku płatnej miłości, w tej sprawie uderzyło mnie coś innego. Dziś na łamach bytomskiego tygodnika już nikt nie zgłasza pretensji o publiczne użycie nie tylko mocnego, ale i wulgarnego słowa.

Mógłbym dorobić do całej sprawy interpretację polityczną. Mocne słowo w ustach polityka lewicowego było godne potępienia. Mocne i wulgarne słowa w ustach polityka o „słusznych” prawicowych poglądach zostało nobilitowane przez umieszczenie na stronie tytułowej poczytnego lokalnego tygodnika. Taka interpretacja byłaby jednak zbyt prosta.

Przez kilkanaście lat wiele się w uprawianiu polityki w naszym kraju zmieniło. Polityka została stabloizydowana. Plugawy język przestał przeszkadzać w debacie politycznej. Więcej polityk, który go używa staje się dzięki mediom częściej pokazywany i cytowany. Niestety w hałasie tego typu wyrażeń nikt nie zwraca uwagi na fakt, że takich słów zwykle używają ci, którym brakuje rzeczowych argumentów. Nie wiesz jak skrytykować przeciwnika? Nazwij go jakoś brzydko, niech się tłumaczy! O czasy! O obyczaje!

One Response to “O czasy! O obyczaje!”

  1. Bo Drogi Janku, nam, Lewicy, zawsze można było mniej. Do mnie jako do radnego dziennikarze też często czepiali się i czepiają za to, za co nigdy nie przypięliby się do radnych prawicy. A slowo „dintojra”? Metafora to w polityce na całym świecie dobrze znane narzędzie i nie uważam, aby uzyte przez Ciebie słowo też było niestosowne! Pozdrawiam