Procedura awaryjna

Dobiegają końca prace nad zmianami do kodeksu wyborczego. Kształt zmian jest mniej więcej znany i raczej można mieć pewność, że prezydent Duda je podpisze. Nowe brzmienie kodeksu wyborczego to odpowiedź na pytanie, czy rządzący zechcą przyjąć do wiadomości wynik jakichkolwiek przyszłych wyborów. Nie mogą przecież ryzykować, że wybory odbiorą im wszystkie atrakcyjne posady i nieskrępowany dostęp do państwowej kasy. Wszak suweren już raz w roku 2015 się wypowiedział i starczy.

W mojej, zastrzegam, iż całkowicie subiektywnej ocenie, przebieg sejmowych i senackich prac nad poprawkami do kodeksu wyborczego wskazuje, że tylko na jednej zmianie PiS-owi stanowczo zależało. To zapisy o przejęciu przez PiS administracji wyborczej. Wszystkie inne zmiany miały charakter drugorzędny a czasami służyły wyłącznie za zasłonę dymną mającą przesłonić rzeczywiste zamiary. Po co rządzącym ta kontrola, oprócz oczywiście dostępu do obsady kolejnych posad? Odpowiedź na to pytanie, wydaje się prosta jak konstrukcja cepa.

PiS-owscy komisarze będą mieli wpływ na organizację wyborów, ale nie to jest najważniejsze. Potrzebni będą do realizacji procedury awaryjnej.

Nadchodzące wybory samorządowe będą okazją do testu wspomnianej procedury. W roku 2018 jednostki samorządu terytorialnego zostaną podzielone na trzy grupy. Pierwsza to ta gdzie PiS wygra wybory, będzie rządzić i sprawa będzie zamknięta. Druga to takie miejsca gdzie wygra kandydat lub ugrupowanie, które z różnych przyczyn, politycznych czy nawet towarzyskich będzie tolerowane przez PiS. W trzeciej grupie znajdą się te samorządy gdzie z przyczyn wizerunkowych PiS-owscy komisarze dostaną zadanie podjęcia próby unieważnienia wyborów. Skutek będzie różny. O ważności tych wyborów decydują Sądy Okręgowe i Apelacyjne. Nie wszędzie będą już sędziowie spolegliwi wobec PiS-u i unieważnienia wyborów samorządowych nie zawsze będą skuteczne. Ale test zostanie przeprowadzony. Przy okazji podważone zostanie zaufanie do tych samorządowców, których PiS nie lubi. A PiS-owska telewizja zwana dowcipnie publiczną nie daruje żadnej okazji, aby mówić o nich, że wygrali wybory w sposób podejrzany wskutek zmowy z sędziowską kastą.

Po teście samorządowym przyjdzie czas na wybory parlamentarne w 2019 r. Albo wybory wygra PiS i ponownie sformuje rząd. Pamiętajmy, że zwycięstwo w wyborach nie musi dać PiS-owi rządów. Albo PiS-owscy komisarze dostarczą pretekstów do unieważnienia wyborów. Coś wymyślą. W ostateczności dowodem na sfałszowanie wyborów będą badania poparcia przedwyborczego, w których np. 50 % poparcie dla PiS-u będzie stało w jaskrawej sprzeczności z rzeczywistym np. 35 % poparciem osiągniętym w głosowaniu. To będzie wystarczyło, aby usłużni wobec prezesa Kaczyńskiego nowi sędziowie Sądu Najwyższego unieważnili wybory. Genialne rozwiązanie. Nawet nie będzie trzeba martwić się o liczenie głosów.

Zobaczymy, co przyniesie przyszłość i czy opisany wyżej wyborczy ciąg technologiczny zostanie zrealizowany. Dużo zależy od tego, komu zabraknie odwagi a kto ją będzie miał. W każdym razie narzędzia zostały przygotowane.

Comments are closed.