Przeklęta pamięć

W „Życiu Bytomskim” przeczytałem felieton red. Marcina Hałasia z cyklu „Pióro na sztorc”. Tym razem był poświęcony kandydatowi Sojuszu Lewicy Demokratycznej na prezydenta Bytomia Arturowi Komorowi. Felieton zbytnio mnie nie zaskoczył. Skrajnie prawicowe poglądy, mojego młodszego kolegi ze Szkoły Podstawowej nr 46 Marcina Hałasia są mi dobrze znane. Ale tym razem herezje zawarte w „Piórze na sztorc” skłoniły mnie do refleksji nad ludzką pamięcią. Ale zanim do wątku pamięci dojdę, kilka zdań wprowadzenia.

Red. Hałaś próbuje dostosować bytomską rzeczywistość do swoich skrajnie prawicowych pomysłów. Niestety zawsze prowadzi go to na manowce. Jego pierwszą zawiedzioną miłością polityczną był były prezydent Bytomia Janusz Paczocha. Zdaniem red. Hałasia byłby świetnym prezydentem gdyby tylko potrafił zawierać kompromisy. Dziennikarz „Życia Bytomskiego” zapomina, że jak już Januszowi Paczosze powierzano jakiś kawałek władzy to wykazywał się dramatyczną niekompetencją.  Na szczęście w ostatnich dwudziestu latach tylko dwa razy Janusz Paczocha miał szansę sobie porządzić, raz w Bytomiu i raz w Warszawie. W obu przypadkach koniec był żałosny.

Następnie red. Hałaś ulokował swoje nadzieje w kolejnym byłym prezydencie Bytomia Piotrze Koju. Ale pojawił się zły duch, który sprowadził odwołanego niedawno w referendum prezydenta na manowce. Chodzi oczywiście o byłą rzeczniczkę prasową Urzędu Miejskiego Katarzynę Krzemińską-Kruczek. Tego, że pięć i pół roku prezydentury Piotra Koja to był popis nieudacznictwa zupełnie niezależny od byłej rzeczniczki tego już red. Hałaś nie zauważa.

Miłości polityczne red. Hałasia łączy jeden ważny element. Obaj byli prezydenci są nosicielami jedynie słusznych, skrajne prawicowych poglądów, które mają ich rozgrzeszać z niekompetencji. To, że słabo radzili sobie z zajmowanymi funkcjami jest rzeczą drugoplanową. Ważne, że wiele lat po upadku PRL-u ciągle go obalali. Z tych powodów red. Hałaś nie przyjmuje do wiadomości, że najlepszym prezydentem Bytomia od roku 1990 był Krzysztof Wójcik. Mogę się zgodzić, że nie był prezydentem idealnym (coś o tym wiem), ale na tle wymienionych wyżej jest gwiazdą pierwszej wielkości. Cóż, dla Marcina Hałasia ma jednak skazę – był i jest członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zatem i obecny kandydat SLD na prezydenta Bytomia Artur Komor, choć jest kompetentny i byłby świetnym prezydentem miasta, co przyznaje nawet red. Hałaś, nie powinien nim być …. bo jest kandydatem SLD.

Czujne oko red. Hałasia wykryło dodatkowo, kto się kryje za plecami SLD-owskiego kandydata i obniża jego szanse. To, wymienieni z nazwisk miejscy, wojewódzcy i krajowi działacze SLD. Marcin Hałaś widzi jednak rozwiązanie, które już dawno powinno być zrealizowane. Żałuje, że np. w swoim czasie byłego prezydenta Bytomia Krzysztofa Wójcika czy też byłego radnego miejskiego Lecha Jadczaka nie zdekomunizowano. Z gracją godną słonia w składzie porcelany bytomski publicysta martwi się, że nie dokonano na tych lewicowych politykach aktu deratyzacji, czyli nie wytruto ich jak szkodliwego robactwa. Deratyzacji nie przeprowadzono – zatem wszystkiemu są winni nieodpowiedzialni mieszkańcy Bytomia, którzy wybierali Wójcika i Jadczaka na publiczne urzędy. No i bardzo dobrze, gdyby nie m. in. Wójcik czy Jadczak prawicowy faworyci red. Hałasia doprowadziliby Bytom do katastrofy znacznie szybciej.

Nie pierwszy raz Marcin Hałaś prezentuje te pożałowania godne poglądy. Tym razem można jednak zauważać małe cwaniactwo – wyliczając personalne SLD-owskie zaplecze Artura Komora, wymienia np. dwóch ludzi, którzy już nie są aktywni politycznie – Jana Dybę i Sergiusza Karpińskiego. Natomiast zapomina o aktualnym przewodniczącym SLD na Śląsku Marku Balcie i o mnie, (chociaż tutaj na jego usprawiedliwienie przemawia fakt, że nie byłem aktywny politycznie przez ostatnie półtora roku). Zapomina, bo nie pasujemy do tezy o dekomunizacji. Poseł Marek Balt i ja nie należeliśmy do PZPR. Więcej śpieszę jeszcze donieść red. Hałasiowi, że Lech Jadczak też nie był członkiem PZPR, mimo tego, że jego wiek zdaje się na to wskazywać. Marcin Hałaś ustawia, więc Artura Komora w takim towarzystwie, w jakim mu pasuje. I tak jest łagodny mógł przecież zestawić Komora z Józefem Stalinem i Bolesławem Bierutem.

A teraz czas na obiecaną refleksję o dobrej pamięci. Jak już wreszcie jedynie słuszne skrajnie prawicowe organizacje zdobędą władzę i zabiorą się za dekomunizację, taką skuteczną do trzeciego pokolenia i dla pewności dołożą do tego sprawdzanie genetycznego patriotyzmu to myślę, że nie zapomną o pewnym wyróżniającym się młodzieńczym entuzjazmem radnym ostatniej PRL-owskiej Miejskiej Rady Narodowej z końca lat osiemdziesiątych. Przypadkowo pamiętam, że nazywał się tak samo jak red. Marcin Hałaś. Cóż, przeklęta ta pamięć.

One Response to “Przeklęta pamięć”

  1. Bardzo dobry tekst Jasiu! 🙂