Szaleństwo Piotra Koja

Prezydent Bytomia Piotr Koj zaproponował Radzie Miejskiej likwidację grupy bytomskich szkół metodą hurtową. Były już burzliwe spotkania z rodzicami i nauczycielami, była pikieta pod Urzędem Miejskim i pewnie będzie burzliwa sesja Rady Miejskiej.

Szkoły, które chce likwidować Piotr Koj można podzielić na dwie grupy – pierwsza to gimnazja i szkoły podstawowe, druga to szkoły ponadgimnazjalne. O ile likwidacja tych pierwszych może mieć uzasadnienie. Sieć gimnazjów i szkół podstawowych powinna być elastyczna. Piszę te słowa z zastrzeżeniem, że nie znam argumentów prezydenta miasta ani aktualnych danych demograficznych. Natomiast działań Piotra Koja i jego zastępczyni Haliny Biedy w sprawie drugiej grupy, trzech znakomitych szkół o wieloletniej tradycji, zupełnie nie rozumiem. Ściślej: domyślam się, dlaczego rządząca ekipa to robi, ale absolutnie nie pojmuję, dlaczego sięgają do takich rozwiązań.

Siłą kolejnych ekip rządzących w Bytomiu, najpierw Krzysztofa Wójcika i SLD, a teraz Piotra Koja i PO była grupa wyborców, która głosowała i głosuje na spokojne i stabilne zarządzanie, odrzuca skrajności. Dzięki tym wyborcom wygrywała w Bytomiu ekipa Krzysztofa Wójcika, a odrzucana była alternatywa skrajnie prawicowa na czele z Januszem Paczochą. Gdy ta formuła się wyczerpała ci wyborcy postawili na ekipę Piotra Koja. To dzięki nim Piotr Koj wygrał ponownie w 2010 r., a odrzucony został kandydat PiS-owski Damian Bartyla. W tej grupie elektoratu są nauczyciele i osoby związane z szeroko pojmowaną bytomską oświatą. Ci wyborcy mogą wybaczyć Piotrowi Kojowi błędy w zarządzaniu, które doprowadziły do hurtowej likwidacji szkół, ale nie wybaczą Piotrowi Kojowi, że rachunek za te błędy mają zapłacić właśnie oni. Bo niby, dlaczego? Arogancko traktując tych ludzi Piotr Koj i jego koledzy z bytomskiej PO dają dowody szaleństwa. Nie rozumieją, że sam fakt posiadania legitymacji członkowskiej PO nie daje jeszcze gwarancji powodzenia w kolejnych wyborach.

Nie znaczy to, że przewiduję jakąś nagłą rewolucję na bytomskiej scenie politycznej. Do wyborów samorządowych jeszcze prawie cztery lata. Poza tym musi pojawić się dobra alternatywa. Nie będzie nią kandydat promowany przez bytomski PiS, nad którym kontrolę będzie sprawował Jarosław Kaczyński czy też jakiś lokalnych ambitny działacz, który przed wyborami będzie gotowy obiecać wszystko wszystkim. I tutaj widzę szansę dla bytomskiego SLD. Oczywiście, jeśli tylko będzie potrafił wskazać kandydata, który będzie solidną i rozsądną alternatywą dla Piotra Koja. Pytanie brzmi: czy potrafi?

Comments are closed.