Szosa Zaleszczycka

Mam takie nieodparte wrażenie, iż polskie życie rządowe w dobie epidemii toczy się w oderwaniu od rzeczywistości. Gdzieś tam w Polsce wzrasta liczba zakażonych, służba zdrowia zbliża się do krańca wydolności, ludzie umierają. A w tym czasie w pałacu władzy trwają gry i podchody, tworzą się i upadają kariery. Gdyby wicepremier Sasin nie wspomniał o niedobrych lekarzach, co nie chcą walczyć z epidemią można by sądzić, że do pałacu władzy informacje o koronawirusie nie docierają. Rzeczywistość toczy się gdzieś obok i tylko czasem niechętnie, trzeba się nią zająć.

W pałacu władzy odbyła się awantura o to, kto będzie nim władał. Prezes Jarosław Kaczyński dowiedział się, iż jego ulubiony giermek, premier Mateusz Morawiecki może mieć problemy z odziedziczeniem konia i zbroi po prezesie. Minister Zbigniew Ziobro też ma, bowiem ochotę na spadek a przynajmniej chce mieć głos decydujący, kto go dostanie. Awantura w pałacu władzy tak zaabsorbowała to towarzystwo, że luźno rzucona przez premiera Morawieckiego uwaga o zakończeniu epidemii stała się tezą obowiązującą.

Spór udało się zażegnać, chociaż to z pewnością tylko tymczasowy rozejm. Minister Ziobro póki, co nie oddał okopów w Ministerstwie Sprawiedliwości i Prokuraturze Generalnej, a prezes Kaczyński tylko rozpoznał je bojem, ponieważ okazało się, iż w jego karnych dotychczas szeregach nie wszyscy chcą bić się o spadek dla premiera Mateusza. W takiej sytuacji jakże ich zaskoczyło, że do okien zastukała epidemia i nie można jej zlikwidować za pomocą programów TVP Info.

Niektórzy komentatorzy, bardziej obeznani z historią Polski twierdzą, że aktualnie rządząca krajem ekipa to w gruncie rzeczy grupa rekonstrukcyjna sanacji. Jeśli ktoś nie wie, co to była sanacja niech sprawdzi to hasło w Wikipedii. Faktycznie, rząd Morawieckiego po rekonstrukcji przypomina rząd premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego, ostatni polski gabinet przed wybuchem II wojny światowej. Niby generał Składkowski był premierem, ale w rzeczywistości tylko zarządzał resortem spraw wewnętrznych gdzie ministrował. Poza tym mógł jedynie wydać bezprawny okólnik stwierdzający, iż marszałek Śmigły-Rydz jest drugą osobą w państwie. Gospodarką zarządzał samodzielnie wicepremier Kwiatkowski, za którym stał prezydent Mościcki. Spraw zagraniczne były udzielnym księstwem ministra Becka, a wojsko pod wodzą marszałka Śmigłego-Rydza było, w praktyce czymś oddzielnym i niepodlegającym zewnętrznej kontroli. Coś Wam to przypomina? Bo mnie tak. Wypisz, wymaluj rząd Mateusza Morawieckiego. Granice udzielnych folwarków przebiegają nieco inaczej, ale sposób funkcjonowania taki sam. W zasadzie Rada Ministrów mogłaby przestać zbierać się, co wtorek. Zrozumiał to już minister Ziobro, bo przestał fatygować się na te posiedzenia.

Nie życzę Polsce, aby grupa rekonstrukcyjna, zwana dla niepoznaki Zjednoczoną Prawicą, przystąpiła do odtwarzania katastrofy kampanii wrześniowej. Ale gdyby tak zrekonstruowali Szosę Zaleszczycką nie byłoby źle. Jak już oddalą się do Rumunii, można im powiedzieć, że to tylko rekonstrukcja. Gdzie można sprawdzić, co to była Szosa Zaleszczycka patrz wyżej.

Comments are closed.