Wiele hałasu o nic

Jutro (tj. 6 grudnia 2012 r.) zakończony zostanie chocholi taniec wokół zmian w Polskim Stronnictwie Ludowym. Zaczęło się podczas kongresu PSL, na którym miało się nic nie zmienić, potem okazało, że jednak Piechociński zmienił Pawlaka, aczkolwiek Pawlak niechętnie dał się zmienić. Początkowo Piechociński chciał tylko trochę zmienić Pawlaka. Tym razem Pawlak oświadczył, że bardzo chętnie da się zmienić wszędzie i Piechociński rad, nierad musiał go zmienić w całej rozciągłości. Wygląda, więc, że rację ma Stanisław Tym, który w swoim felietonie na łamach „Polityki” napisał, że po raz pierwszy w historii 1100 delegatów w tajnym głosowaniu wybrało nie tego, co chciało wybrać.

Dla mnie to, co się stało w PSL-u jest objawem jednej z patologii trapiących polskie życie partyjne. Partyjne zjazdy i kongresy stały się protezą demokracji, która coraz częściej ma mało wspólnego z demokratycznymi wyborami dokonywanymi przez ogół społeczeństwa podczas wyborów powszechnych. Działacze partyjni wchodzą na salę, na której odbywają się obrady i zapominają, co właściwie dzieje się w realnej rzeczywistości, u nich na sali zawsze świeci słońce.

Sądzę, że na ostatnim kongresie PSL-u doszło do takiej właśnie sytuacji. Ludowi delegaci tak się przyzwyczaili do tego, ze wybory zawsze wygrywa koalicjant PSL-u (kimkolwiek on by nie był), iż ważne było jedynie to, aby lepiej i skuteczniej dzielić owoce kolejnych koalicji. Nie odmawiam Januszowi Piechocińskiemu dobrych chęci do wprowadzenia w PSL-u nowej jakości i powtórzenia dni chwały wyborczej tej partii z roku 1993. Ale już ludowy aktyw partyjny jest innego zdania. To, co się stało po kongresie Polskiego Stronnictwa Ludowego wskazuje, że w gruncie rzeczy chodzi o lepsze i skuteczniejsze dzielenie posad, czyli tłumacząc na język potoczny – więcej posad dla ludzi Piechocińskiego, a mniej, a może nawet wcale dla ludzi Pawlaka.

Nie sądzę jednak, aby te zawirowania zaszkodziły PSL-owi. Ta partia jest chyba jedyną polską partią, która ma wyjątkowo jasno zdefiniowany elektorat. Ich wyborcy to ludzie, którzy w różnym stopniu bezpośrednio korzystają z udziału ludowców we władzach różnych szczebli. Mogę nawet nieco sarkastycznie zauważyć, że prawdziwe problemy PSL miałby wtedy gdyby poparcie społeczne dla stronnictwa wzrosło, bo wtedy ludowcy straciliby orientację, kto i czego potrzebuje. W sumie, zatem wiele hałasu o nic.

Comments are closed.