Bytomska potrawka słodko-kwaśna

Uznałem, że czas podjąć próbę oceny rządów prezydenta Mariusza Wołosza w Bytomiu. Dlaczego teraz? Jesienią tego roku minęły cztery lata od wyborów roku 2018. Gdyby kadencja samorządowa nie została przedłużona z czterech lat do pięciu, bylibyśmy już po nowych wyborach prezydenta miasta. Czteroletnia kadencja funkcjonowała w samorządzie terytorialnym przez prawie 30 lat. Jest, więc podstawa do oceny. Jak można się domyślać z tytułu tekstu uznałem, że w potrawce upichconej w Bytomiu przez Mariusza Wołosza są smaki i słodkie i kwaśne. Domyślam się, że taka ocena nie usatysfakcjonuje ani zwolenników ani przeciwników prezydenta Wołosza. Trudno. Musicie sobie z tymi uczuciami jakoś poradzić.

Zacznę od elementów słodkich, co pewnie uraduje zwolenników Mariusza Wołosza. Każdego prezydenta miasta, burmistrza czy wójta w jego pierwszej kadencji należy oceniać na tle poprzednika. Działa, bowiem w zastanej rzeczywistości a nie w świecie idealnym. Z tego punktu widzenia ocena działań prezydenta Wołosza wypada pozytywnie. O takiej mojej ocenie zadecydowało rzeczywiste uruchomienie procesu rewitalizacji, czyli osławione 100 mln zł dla Bytomia. W okresie rządów poprzedniego prezydenta Damiana Bartyli bito w tej sprawie pianę, ale w żaden sposób sprawa nie ruszyła do przodu. Po zmianie w bytomskim ratuszu w roku 2018 dokonano solidnej korekty w planach poprzedniej ekipy i rewitalizacja ruszyła z kopyta. Ten egzamin Mariusz Wołosz zdał pozytywnie.

Do smaku słodkiego zaliczam też zakończenie księżycowej koalicji z radnymi PiS-u, w wyniku, której przez prawie cztery lata ta antysamorządowa formacja współrządziła miastem. Co prawda jak zapewne wielu czytelników mojego bloga pamięta oficjalna narracja bytomskiego ratusza twierdziła, że to nie koalicja a „porozumienie programowe”, ale w cywilizowanych krajach sytuację, w której sygnatariusze porozumienia dzielą się posadami zastępców prezydenta miasta nazywa się koalicją. Po czterech latach Mariusz Wołosz zakończył to księżycowe cudo, jak dla mnie o cztery lata za późno, ale lepiej późno niż wcale. Dlatego jest słodko.

A teraz czas na smak kwaśny. To oczywiście dobrze, że ratusz uruchomił w Bytomiu proces rewitalizacji i wiele inwestycji infrastrukturalnych. Dobrze, że pozyskał, różnymi sposobami, fundusze i europejskie i rządowe na ich sfinansowanie. Nie krytykuję tych sposobów. W samorządowym środowisku nie tylko prezydent Wołosz starał się w ostatnich latach jakoś urządzić w czarnej dziurze, jaką są rządy PiS-u. Co innego zasługuje na miano smaku kwaśnego. W miejskich inwestycjach coraz częściej widać, że bytomski ratusz zaczyna się dusić ich zakresem. Każda publiczna inwestycja musi być przygotowana pod względem organizacyjnym, prawnym, finansowym, technicznym i medialnym. Mam takie nieodparte wrażenie, jako tubylec-obserwator, iż skala problemów organizacyjnych i technicznych realizowanych w Bytomiu inwestycji przerasta możliwości ogarnięcia ich przez miejskie instytucje. Rozkopanie miasta oprócz nadziei na zamknięcie inwestycji z sukcesem rodzi też wiele problemów, do których zawczasu trzeba się przygotować. Dlaczego w Bytomiu jest z tym problem? Być może Mariusz Wołosz świadomie skoczył na głęboką wodę, zakładając, iż gdy będzie przecinał wstęgę na zakończonej inwestycji nikt już nie będzie pamiętał o dolegliwościach? Może też nie radzi sobie z problemami wynikającymi z braków kompetencyjnych bytomskiej samorządowej administracji, która po latach rządów Piotra Koja i Damiana Bartyli nie wygląda najlepiej? Odpowiedzi jeszcze nie znam.

Przy okazji bytomskich inwestycji muszę także wypomnieć to, czego mi brakuje. Chodzi oczywiście o Centrum Przesiadkowe. Nie będę tu rozstrzygał, który projekt był lepszy, ale faktem jest, że ta inwestycja jest miastu niezwykle potrzebna. Wiem, że znacznie bardziej nośne medialnie jest nowe lodowisko czy kompleks boisk, ale prezydent miasta czasami też musi podejmować decyzje, jakie podjąłby dobry gospodarz ze świadomością tego, że nie będzie przy tym okazji do sympatycznych fotek z użytkownikami lodowiska czy boiska.

Za to nie będę krytykował prezydenta Wołosza za decyzje finansowe i podatkowe. Chaos finansowy wprowadzony w polskich samorządach przez PiS nie pozostawia żadnemu polskiemu prezydentowi miasta czy burmistrzowi wielkiego pola do manewru. Muszą łatać dziurę w miejskich finansach. Dziurę, której żaden z nich nie jest winien.

Podsumowując powyższą ocenę czterech lat Mariusza Wołosza na urzędzie prezydenta miasta, mając świadomość, iż o wielu sprawach i słodkich i kwaśnych nie wspomniałem, muszę stwierdzić, że nie mogę jeszcze jednoznacznie wydać oceny pozytywnej lub negatywnej. Jeszcze trochę sobie poobserwuję.

Często natomiast słyszę i od zwolenników i od przeciwników prezydenta Wołosza, iż nie ma on, z kim przegrać wyborów. Trochę w tym racji pewnie jest. Dziejące się w Bytomiu próby obejścia Mariusza Wołosza z prawej i to skrajnej strony nie mają, na szczęście, wielkiej szansy na realizację. Ale wskutek działań PiS-u wybory samorządowe nie odbyły się w tym roku, nie odbędą się w przyszłym, a pójdziemy w tej sprawie do urn wiosną 2024 r. Życie polityczne nie zna próżni. Być może jakiś groźny konkurent Mariusza Wołosza do funkcji prezydenta Bytomia jeszcze nawet nie myśli o kandydowaniu. Chyba, że w wyniku wyborów parlamentarnych w roku 2023 Jarosław Kaczyński utrzyma władzę nad ogólnopolską materią. Wtedy walka o prezydenturę miasta w Bytomiu, podobnie zresztą jak w innych miastach, będzie bitwą o pietruszkę.

Comments are closed.