Co ma zadłużenia samorządów do bytomskich szkół?
Minister finansów Jacek Rostowski chce ograniczyć możliwość zadłużania się gmin miejskich i wiejskich, powiatów i samorządowych województw. Protestują przeciw tym planom prezydenci dużych miast. Postanowiłem zająć się ogólnopolskim problemem zadłużenia na lokalnym tle finansowania bytomskich szkół. Sprawa ma, jak medal, dwie strony.
Zacznijmy od spojrzenia ogólnopolskiego. Działania ministra finansów w tej sprawie rozgrywają się na różnych płaszczyznach. Skupię się na projekcie, który zakłada ustawowe ograniczenie możliwości zadłużania się przez samorządy, a ściślej mówiąc zmniejszenie dotychczasowych limitów. Protestujący prezydenci miast mają rację, gdy wskazują, że zmniejszenie możliwości zaciągania zobowiązań finansowych przez miasta, którymi zarządzają ograniczy możliwość pozyskiwania funduszy europejskich. Środki z Brukseli nie pokrywają, bowiem całości inwestycji i wymagają tzw. wkładu własnego, który z reguły finansowany jest z kredytu. Porównując kwoty, które wypłaca Unia Europejska i wartość realizowanych inwestycji z koniecznymi kredytami można powiedzieć, że jest to wyjątkowo tanie pożyczanie. Prawdziwy jest także argument prezydentów wskazujący, że ograniczenie zadłużenia samorządu terytorialnego zmniejsza globalny deficyt budżetowy państwa w niewielkim stopniu. Długi samorządów stanowią margines długów państwa. Trochę oczywiście szefowie wielkich miast przesadzają kreując wizję zatrzymania już realizowanych inwestycji, ale jest faktem, iż przyjęcie przez Sejm projektu ministra Rostowskiego oznacza bardzo poważne zmniejszenie możliwości pozyskiwania pieniędzy europejskich przez samorządy w latach 2014 i 2015. I to jest jedna strona medalu.
A teraz druga strona medalu. Są także takie działania inwestycyjne w samorządach, które nie są finansowane z funduszy europejskich, a całkowity ich koszt ponosi się z kredytu. Takie pożyczanie jest już bardzo drogie.
Tutaj przejdę do lokalnego tła bytomskiego i zadam pytanie: czy jest zasadne rozpoczynanie inwestycji całkowicie finansowanych z kredytu, jeśli już na początku wiadomo, że konsekwencją będzie cięcie stałych wydatków miejskich? Konkretny przykład: czy było dobrym pomysłem budowanie niewielkiej hali sportowej, za którą Bytom praktycznie w całości zapłacił pieniędzmi pożyczonymi, jeśli spłata kredytu oraz odsetek może spowodować likwidację kilku bytomskich szkół? Celowo wybrałem przykład patologiczny, bo decyzja o budowie niewielkiej hali w bytomskich Szombierkach została poprzedzona wycofaniem się władz miasta ze starań o pozyskanie funduszy europejskich na budowę dużej pełnowymiarowej hali sportowo-widowiskowej. W konsekwencji wydatki już poniesione i te, które muszą być jeszcze zrealizowane przez Bytom w związku z budową szombierskiego obiektu przekroczyły potencjalne koszta wkładu własnego przy budowie hali z pomocą pieniędzy europejskich. Oczywiście sprawa cięć budżetowych i spłaty kredytów ma szerszy kontekst, któremu można by poświęcić wiele stron tekstu. Konieczność cięć w Bytomiu to także np. efekty błędnego planowania budżetowego, marnowania pieniędzy miejskich w gospodarce komunalnej itp. Otwarte jest też pytanie czy Prezydent Bytomia i Rada Miejska nie powinni szukać innych oszczędności niż tylko w oświacie?
Powyższy bytomski przykład pokazuje, że nie każda pożyczona przez samorząd złotówka jest i słusznie pożyczona i dobrze wykorzystana. Natomiast zwracać trzeba. Czyli związek między zadłużeniem samorządów a bytomskimi szkołami istnieje.
Podsumowując, uważam, że pomysł ministra Rostowskiego jest zły, ale jednak powinna być to okazja do poważniej dyskusji o samorządowych długach.