Cud nad kasą

Do bytomskich radnych dotarło sprawozdanie prezydenta Damiana Bartyli z wykonania budżetu Bytomia w roku 2014. Przeczytałem sprawozdanie. Włos na głowie, co prawda mi się nie zjeżył, ale to niewesoła lektura.

Szczególnie zaciekawiły mnie informacje dotyczące realizacji dochodów i przychodów budżetu miasta w 2014 r. Pozornie wszystko jakoś trzyma się kupy. Ogół miejskich dochodów i przychodów zrealizowany w ponad 93 % pokrył zaplanowane wydatki, czyli rewelacji nie ma, ale da się przeżyć. Przypomnę, że zeszłoroczny budżet Bytomia był ewenementem jak na dotychczasowe bytomskie praktyki. W roku 2014 zawyżono budżet miasta o plus minus 100 mln zł zarówno w stosunku do lat poprzednich jak i w odniesieniu do budżetu tegorocznego. Dzięki takiemu nagłemu rozmnożeniu kasy w miejskiej kasie prezydent Bartyla mógł w roku wyborczym zaszaleć, fundując z publicznych pieniędzy bytomskim wyborcom różne darmowe atrakcje. Taki cud nad kasą nastąpił wskutek wpisania do budżetu roku 2014 dochodów z prywatyzacji bytomskich wodociągów.

Nie będę przypominał żenującej opowieści o tym jak prezydent Bartyla usiłował sprywatyzować bytomskie wodociągi. Ostatecznie pod wpływem nacisków społecznych wycofał się z fatalnego pomysłu prywatyzacji. No i pojawił się problem. Z planowanych dochodów zniknęło ok. 100 mln zł. Konsekwencją powinno być ograniczenie wydatków. Ale ekipa prezydenta Bartyli nie chciała zrezygnować z igrzysk przedwyborczych. Zaczęto, więc majstrować przy miejskim budżecie. Zlikwidowano niedoszłe dochody z prywatyzowania wodociągów, ale w zamian podwyższono plan dochodów ze sprzedaży nieruchomości. Wymyślono, że miasto Bytom sprzeda za grube miliony kompleks po Elektrowni Szombierki.

Tyle tego nieco przydługiego wstępu. Czas na niewesołe efekty majstrowania przy budżecie. W sprawozdaniu ilustrują to dwie pozycje. Pierwsza to zawyżony plan dochodów ze sprzedaży nieruchomości. Zaplanowano, opierając się głównie na księżycowym pomyśle sprzedaży Elektrowni, iż w ten sposób do miejskiej kasy trafi prawie 61 mln zł. Jak wszyscy wiemy sprzedaży kompleksu na Szombierkach nie zrealizowano. Było to niewykonalne. W konsekwencji z planowanych prawie 61 mln zł uzyskano tylko trochę ponad 22 mln zł, czyli 36,27 % planu. Do pełnego szczęścia zabrakło, więc prawie 39 mln zł. W drugiej pozycji, tam gdzie pierwotnie wpisano dochody z prywatyzacji dostawy wody i odbioru ścieków, obniżono plan, bo zrezygnowano z oddania w prywatne ręce bytomskich wodociągów, ale …. zachowano kwotę ponad 29 mln zł. Mówiąc w wielkim skrócie miała to być gotówka, którą prezydent Bartyla chciał wycisnąć z Bytomskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego. Niestety, a może na szczęście dla kondycji tej miejskiej spółki, i tego zamiaru nie udało się zrealizować w całości. Z planowanych ponad 29 mln zł wyciśnięto jedynie prawie 12 mln zł, czyli 40,64 % planu. Zabrakło, więc ponad 17 mln zł.

Jak łatwo policzyć bytomski magistrat zakończył rok 2014 z dziurą budżetową wysokości ok. 56 mln zł. Kilkanaście dodatkowych milinów złotych udało się zebrać z dochodów podatkowych i kilku mniejszych źródeł. Ale co z zresztą? Katastrofa? Otóż nie! Od czego cud nad kasą? Przez cały rok 2014 do miejskiej kasy kapała cudowna kroplówka, czyli wolne środki. Nie były one jednak efektem oszczędnego gospodarowania. Sądząc z użytej podstawy prawnej ta kasa to część środków z emisji obligacji komunalnych w roku 2013 i kredytów z lat ubiegłych. Zatem w zeszłym roku 41 mln zł uzyskanych m. in. ze sprzedaży obligacji, które przypominam trzeba będzie wykupić, zamiast trafić na spłatę starych długów zaciągniętych w czasach prezydenta Koja i dać miejskiej kasie chwilę wytchnienia, trafiło w dziurę budżetową wydłubaną przez prezydenta Bartylę. Można, więc stwierdzić, że prezydent Bartyla twórczo kontynuuje działalność prezydenta Koja, który niefrasobliwie zadłużał Bytom.

Pozornie można by machnąć ręką, jeśli zestawi się 41 mln zł z prawie 800 mln złotych zeszłorocznego budżetu. Ale pamiętajmy, że większość bytomskiego budżetu to znaczone pieniądze, które muszą pójść na sfinansowanie szkół, opieki społecznej, placówek kultury, wynagrodzeń miejskich urzędników, obsługę pożyczek, kredytów i obligacji itp. Zatem każda wolna złotówka jest potrzebna np. na wkład własny do spodziewanych w Bytomiu funduszy w ramach tzw. Obszarów Interwencji Kryzysowej. Można zaakceptować wykorzystanie pożyczonych w różny sposób pieniędzy na pokrycie deficytu powstałego w wyniku finansowania miejskich inwestycji, ale nijak nie można przejść do porządku dziennego nad tym, że środki te przehulano na pomysły wyborczych sztabowców prezydenta Bartyli.

Już słyszę komentarze niektórych czytelników mojego bloga: a ten znowu marudzi o jakiś długach. Przecież jest świetnie. A długi to problem prezydenta Bartyli – niech sobie spłaca. Otóż nie – dziś Damian Bartyla jest prezydentem Bytomia a jutro może nim nie być, chociażby wskutek decyzji poznańskiego sądu rozpatrującego sprawę korupcji w sporcie. A długi są i będą i do tego wskutek działań aktualnej bytomskiej władzy jest ich coraz więcej. Jeżeli w bytomskim ratuszu nie znajdą się ludzie, którzy zracjonalizują miejskie wydatki to nie tylko Bytom może mieć problemy z wykorzystaniem zapowiadanych pieniędzy pomocowych w ramach Obszarów Interwencji Kryzysowej, ale także mieszkańcy miasta zaczną odczuwać bezpośrednio skutki zadłużenia. Mam już coraz mniej wiary w to, że zracjonalizować miejskie wypadki potrafi prezydent Bartyla a nigdy nie miałem jej zbyt dużo.

Comments are closed.