Diabeł ogonem na mszę dzwoni

W zasadzie nie ma, o czym dyskutować. Prezes Jarosław zapowiedział i zakończył sprawę. Niektórym Polakom, którzy mają pecha pełnić przynajmniej przez dwie kadencje funkcję wójta, burmistrza lub prezydenta miasta prezes Jarosław odbierze bierne prawo wyborcze. Zabroni im startować ponownie w wyborach, na zajmowane dotychczas stanowiska. Przy okazji sporej liczbie Polaków zabroni na nich głosować.

Z drugiej strony, gdy rozważa się prawne argumenty przeciw ograniczeniu liczby kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast to w gruncie rzeczy nie ma, o czym z prezesem Jarosławem dyskutować. Po pierwsze nie można zakazu wprowadzić z mocą wsteczną. Jedną z naczelnych zasad stanowienia prawa w krajach cywilizowanych i demokratycznych jest niestosowanie prawa wstecz. Ale czy pod rządami prezesa Jarosława jesteśmy jeszcze państwem cywilizowanym i demokratycznym? Jakby coraz mniej. Po drugie zakaz kandydowania dla wielokadencyjnych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast to ograniczenie biernego prawa wyborczego, czyli prawa kandydowania na dowolny, wybierany w wyborach powszechnych, urząd w państwie. Owszem, to prawo podlega ograniczeniom, ale wszystkie jego ograniczenia są zapisane w Konstytucji RP a jej art. 31 określa, kiedy zwykłą ustawą można w trybie nadzwyczajnym ograniczyć korzystanie przez obywateli także z tej wolności. Można to zrobić w przypadku zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej. Może prezes Jarosław chce chronić moralność publiczną przed niedobrym wpływem wójtów, burmistrzów i prezydentów miast? Aż dziw bierze, że prezes Jarosław gmerając w biernym prawie wyborczym tak się ogranicza. Przecież mógłby pójść na całość i zdecydować, że o prawie do kandydowania decyduje zaświadczenie wydane przez trójkę społeczną w składzie: właściwy terenowo proboszcz, szef lokalnej komórki PiS i delegat IPN-u. Po powyższych sarkastycznych stwierdzeniach mógłbym zakończyć tekst o zakazie kandydowania dla nieszczęśników urzędujących w gminnych ratuszach.

Ale nie, bo wbrew prezesowi Jarosławowi warto rozmawiać o ustroju samorządu gminnego. Jego funkcjonowanie, po wprowadzeniu w roku 2002, bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jakoś się ułożyło, ale trudno ten stan nazwać optymalnym. Mimo wprowadzenia bezpośrednich wyborów koegzystencja pomiędzy organem stanowiącym, czyli Radą a organem wykonawczym, czyli wójtem, burmistrzem lub prezydentem miasta w dużym stopniu funkcjonuje nadal jak w czasach, gdy szefa gminy lub miasta wybierała Rada. Rada ma nadal wiele niepotrzebnych teraz kompetencji wkraczających bezpośrednio w sferę wykonawczą. Jednocześnie uprawnienia kontrolne radnych, po zmianie sposobu wyboru wójta, burmistrza i prezydenta miasta, uległy faktycznemu zawężeniu i czasami są fikcyjne. Jako lekarstwo na te problemy od kilku lat lansuje się pomysł ograniczenia liczby kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Jeżeli jednak nadal będzie obowiązywać stary podział kompetencji to wprowadzenie tego pomysłu niczego nie zmieni. Aby to zmienić należy kompetentnie i rozważnie zanalizować dotychczasowe doświadczenia z funkcjonowania polskich gmin i miast. Wnioski trzeba przemyśleć i rzetelnie przedyskutować, aby balans między wójtem, burmistrzem lub prezydentem miasta a Radą był optymalny. Od roku 2002 próbę takiej analizy, niezbyt zresztą udaną, podjęto tylko raz, w Kancelarii Prezydenta Komorowskiego. Ostatecznie te usiłowania spełzły na niczym. Cóż, analizowanie obowiązujących przepisów i ich praktycznej realizacji jest całkowicie niemedialne. Lepiej rzucić hasło ograniczania liczby kadencji i pójść na kawę w oczekiwaniu na pierwsze strony tabloidów.

Można, zatem o problemie liczby kadencji racjonalnie dyskutować, ale gdy wsłuchać się w głosy posłów PiS-u powtarzających nadesłany im z kierownictwa partii przekaz dnia widać wyraźnie, że w całej sprawie nie chodzi o poprawę funkcjonowania samorządu gminnego i miejskiego. Przejdźmy, zatem do faktów. Wybory samorządowe już za niecałe dwa lata. Działania PiS-owskich służb, pod wodzą ministrów Kamińskiego i Ziobry, mające wykryć porażający zakres afer w samorządach zaowocowały realnie tylko żenującymi zarzutami dla prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej, bo trudno traktować poważnie przepychanki agentów CBA z prezydentami Lublina i Radomia w sprawie interpretacji przepisów o obsadzie Rad Nadzorczych państwowych spółek. Brak sukcesów na tym polu to przyczyna rozpętania obrzydliwie kłamliwej kampanii bajdurzenia o korupcyjnych układach oplatających polskie gminy i miasta. Kłamliwej, bo opartej na ostatnim wynalazku doradców prezydenta Trumpa, czyli na alternatywnych faktach. Najwyraźniej zdaniem prezesa Jarosława tylko tak PiS może zwyciężyć w wyborach samorządowych. Musi obudzić bezinteresowną nienawiść i negatywne emocje. W Polsce zawsze znajdą się na to chętni.

Wróg został wyznaczony i prezes Jarosław wydał komendę. W latach pięćdziesiątych XX wieku władza chciała, aby nienawidzić kułaków i zaplute karły reakcji. Teraz władza chce, aby nienawidzić wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.

O układach i sitwach w polskich gminach i miastach opowiadają działacze PiS-u, członkowie największego układu i sitwy, jaki zdarzył się w historii III RP. Układu, który w ciągu roku, na niespotykaną skalę, oplótł cały kraj. Układ stworzył prezes Jarosław. Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na msze dzwoni.

Comments are closed.