Ekspresowe studium

W ostatnich dniach miało miejsce wydarzenie, które prawdopodobnie mało, kto zauważył – Wojewoda Śląski zaskarżył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego uchwalone w zeszłym roku przez Radę Miejską w Bytomiu zmiany Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Gminy Bytom. Przyznam się, że mam małą satysfakcję. Argumenty przytoczone w skardze wojewody są w dużym stopniu zgodne z tym, co mówiłem w czerwcu 2010 r. podczas sesji Rady Miejskiej, na której uchwalono Studium.

Byłem radnym miejskim przez 16 lat i dopiero w ostatnim roku sprawowania mandatu w czerwcu 2010 r. byłem świadkiem sytuacji, w której lobbyści aktywnie pilnowali, aby zachowania radnych podczas sesji były zgodne z ich życzeniami. Było to właśnie na sesji w sprawie Studium. O tym jak znaczący musiał być to nacisk świadczy drobny z pozoru fakt. Tylko raz w trakcie kadencji 2006-2010 prezydent Piotr Koj uznał za wskazane spotkać się ze mną, aby zapytać się o to jak zagłosuję. Było to właśnie przed sesją w sprawie Studium.

Dlaczego Studium wzbudziło takie emocje na szczytach bytomskiej władzy? Zapisy w tym dokumencie są wiążącą wytyczną dla planów zagospodarowania przestrzennego, a od ich brzmienia zależą możliwości inwestowania. W czasie sprawowania mandatu radnego wielokrotnie brałem udział w pracach nad różnymi dokumentami dotyczącymi zagospodarowania przestrzennego, ale tylko raz widziałem tak bezpardonową walkę o konkretne zapisy. Walkę nie tylko o zagwarantowanie możliwości inwestowania na określonych terenach, ale także o utrącenie możliwości inwestowania na terenach posiadanych przez konkurencję. Wojna lobbystów doprowadziła zresztą do kuriozalnej sytuacji, w której Rada Miejska w Bytomiu zaraz po uchwaleniu na wniosek prezydenta Koja Studium, uchwaliła, też na wniosek Piotra Koja, uchwałę o rozpoczęciu procedury jego zmiany.

Sesja Rady Miejskiej w czerwcu 2010 r. była zadziwiająca. Prezydent Piotr Koj i jego koledzy z Platformy Obywatelskiej domagali się, aby radni uchwali Studium w niecałe dwa tygodnie od jego dostarczenia do Rady Miejskiej. W dyskusji wzięli udział lobbyści, którzy opowiadali radnym ile to tysięcy miejsc pracy stworzą, jeśli tylko natychmiast zostanie uchwalone Studium. Było to o tyle zabawne, że i radni i lobbyści wiedzieli, że są to opowieści z mchu i paproci. Odczytano pismo Posła na Sejm RP z okręgu sieradzkiego, który nagle zainteresował się uchwaleniem Studium w dalekim śląskim Bytomiu. Radny Mariusz Wołosz oburzył się, że prezydent Koj przedstawia go, jako złoczyńcę. Inna sprawa, że dziś widać, iż panowie Wołosz i Koj wtedy tylko sobie żartowali. W finale czujne oko lobbystów spowodowało, że Studium zostało uchwalone.

W czerwcu 2010 r. nie byłem przeciwnikiem uchwalenia nowego Studium. Byłem przeciwnikiem ekspresowego tempa uchwalenia. Poprzednie Studium pochodziło z 2001 r. i chociażby zmiany w obowiązującym prawie i potrzeba pełnej digitalizacji wskazywała na konieczność wprowadzenia nowego dokumentu. Ale nie można tego robić w niespełna dwa tygodnie po dostarczeniu go radnym miejskim. Wszystkie wątpliwości muszą być publicznie wyjaśnione, a wszystkie braki poprawione. Tryb zastosowany w Bytomiu przypominał konkursy SMS-owe: wyślij SMS-a zanim pomyślisz. Zgłosiłem wtedy wniosek, oczywiście odrzucony, o przedłużenie debaty o miesiąc. Jeśli procedura przygotowania projektu Studium trwała blisko 4 lata, to radnym miejskim trzeba zostawić, na jego analizę przed podjęciem decyzji, przynajmniej 6 tygodni. Nie wiem czy ten czas zostałby przez władze Bytomia wykorzystany, ale dzisiaj widać, że przynajmniej zdaniem Wojewody Śląskiego, miałem rację.

Z uchwalenia Studium w czerwcu 2010 r. zadowoleni byli lobbyści i grupa lokalnych polityków. Wygląda na to, że za ich zadowolenie zapłacimy wszyscy z miejskiej kasy.

Comments are closed.