Facet na trudne czasy

W środę odbyła się w Bytomiu debata kandydatów na stanowisko prezydenta miasta. Wygrał ją Krzysztof Wójcik. Na tym mógłbym zakończyć tekst. W końcu to, że tak uważam i będę głosował na Wójcika nie jest żadnym zaskoczeniem. Przeczytajcie jednak, dlaczego.

Na początek kilka zdań na temat debaty. Stawili się prawie wszyscy kandydaci tylko krzesło przeznaczone dla aktualnego prezydenta Bytomia pozostało puste. Zgromadzeni na sali widzowie i obserwatorzy transmisji internetowej dowiedzieli się, iż Damian Bartyla ma dużo pracy i nie ma czasu na debatę. To bardzo dobrze, że prezydent Bytomia pracuje, szkoda tylko, że nic pozytywnego z tego nie wynika.

Nie byłem zdzwiony takim obrotem sprawy. Damian Bartyla od zawsze miał problemy z publicznymi wystąpieniami. O ile czytanie z kartki już mu, jako tako wychodzi to już bez ściągi jest kicha. Czytałem już komentarze, że przecież prezydenci Zabrza i Gliwic też odmawiają uczestnictwa w debatach przed pierwszą turą głosowania, ale jak mawiał mój dziadek – gdzie Rzym, a gdzie Krym. A i wtedy takie postępowanie jest wątpliwe. Mój szef, prezydenta Krakowa Jacek Majchrowski nie opuścił żadnej debaty prezydenckiej w trakcie kampanii wyborczej mimo tego, że jest niekwestionowanym kandydatem do zwycięstwa, jest prezydentem miasta od 12 lat i na dokładkę nie było w Krakowie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy tygodnia bez jakiejś debaty. Ucieczka Bartyli to znak, że się boi i to nie tylko konfrontacji z innymi kandydatami, ale także niedzielnego głosowania. Cóż, krzyż na drogę.

Najsłabiej w debacie wypadł kandydat partii Korwina-Mikke Waldemar Bartosik. Zupełnie nie rozumie jak funkcjonuje samorząd miejski i wolałbym nie marnować czasu na to, aby się tego nauczył. Już raz w pierwszych latach prezydentury Piotra Koja to przerabialiśmy i to z opłakanym skutkiem.

Pozytywnie w pewnym stopniu zaskoczył mnie poseł Jacek Brzezinka. Odrobił lekcję z Bytomia i porażki swego kolegi partyjnego Piotra Koja. Tyle, że podstawa teoretyczna to zdecydowanie za mało do pełnienia funkcji prezydenta miasta.

O zarządzanie wykonawcze w Bytomiu otarł się Henryk Bonk, ale fakt, że stało się to u boku Damiana Bartyli przemawia na jego niekorzyść. Ponosi cześć odpowiedzialności za błędy popełnione przez jego niedawnego szefa. Nie potrafi też wiarygodnie wyjaśnić, dlaczego w tych błędach tkwił prawie do ostatniej chwili i to mimo tego, że jak twierdzi ciągle się z nimi nie zgadzał. Jaką mamy gwarancje, że nielojalny i mało kreatywny zastępca będzie nagle dobrym szefem? Żadnej.

Mariusz Janas, mimo że poczciwy i uczciwy z niego człowiek to jednak prezydent Bytomia powinien być również energicznym i kompetentnym najważniejszym miejskim urzędnikiem a dopiero potem lokalnym działaczem PiS-u. Nie mam oczywiście nic przeciwko partyjnym prezydentom miast, ale w tej pracy nie jest to najważniejsze.

Teraz mogę wrócić do wyjaśnienia, dlaczego debatę wygrał Krzysztof Wójcik i spośród wszystkich kandydatów najlepiej nadaje się na prezydenta Bytomia. Bytom jest o krok od katastrofy finansowej. Nieodpowiedzialna polityka Damiana Bartyli doprowadziła do pogłębienia pozostawionej przez Piotra Koja luki budżetowej. Do miejskich długów doszły wirtualne, nieistniejące dochody. Próbuje się realizować inwestycje, na które nie ma pieniędzy. Dodatkowe jest jeszcze finansowa czarna dziura w postaci nieznanej sumy wydatków za nagły wysyp miejskich imprez i różnych drobnych inwetycyjek, których płatność została odroczona do przyszłego roku. To nie są długi prezydenta miasta to długi, które zaciągnięto na rachunek nas wszystkich, mieszkańców Bytomia. Idealnym facetem do opanowania tej sytuacji i wyprowadzenia Bytomia na spokojne wody jest Krzysztof Wójcik. Już raz to zrobił po kadencji 1994-1998. Teraz zrobi to jeszcze raz, pamiętając przy tym, że należy w Bytomiu utrzymać w dobrym stanie szkoły, szpital, opiekę społeczną i placówki kultury. Wie jak umiejętnie wykorzystać szanse na pozyskanie funduszy europejskich i rządowych. Nie zrobi tego kosztem prywatyzacji wodociągów czy sieci ciepłowniczej. Dlatego głosuję na Krzysztofa Wójcika i wszystkich do tego zachęcam. To facet na ciężkie czasy.

Przy okazji, jeśli ktoś z czytelników mojego bloga mieszka we wschodniej części Śródmieścia, na Rozbarku lub Osiedlu Arki Bożka byłbym wdzięczny za głos na mnie w wyborach Rady Miejskiej. Łatwo mnie znaleźć: lista nr 6, pozycja 1.

I jeszcze jedno. Chciałbym serdecznie podziękować organizatorom debaty prezydenckiej. Udowodnili, że można w Bytomiu spokojnie i merytorycznie rozmawiać o przyszłości miasta. Szkoda, że takich debat nie było w Bytomiu w latach poprzednich. Może nie zmarnowalibyśmy ośmiu lat na rządy Piotra Koja i Damiana Bartyli.

One Response to “Facet na trudne czasy”

  1. Jakież to „wzburzone wody” zalewały miasto w latach 1994-98?! Pierwsze z brzegu dane o Bytomiu A.D. 1998 temu przekłamaniu przeczą: bezrobocie 7,5% (sic!), zadłużenie budżetu miasta ok. 21 mln (11 mln – obligacje, 10 mln – kredyt na obwodnicę)!! Przy dzisiejszym długu (ponad 200 mln) to są drobne! Prezydent Wójcik, owszem, mierzył się z kryzysem miasta, lecz jego źródłem nie była wcześniejsza działalność samorządu. W Bytom uderzyła reforma górnictwa rządu Buzka, przez co ubyło w mieście od 20 do 30 tys. miejsc pracy, oraz nawarstwiły się problemy infrastrukturalne i demograficzne (utrata ponad 20% mieszkańców). Między innymi za to zapłacił przegraną w wyborach 2006 roku. A za to, że się nie imał Bartylowych trików – cwaniackich, nielegalnych, skrajnie ryzykownych dla bytomian – prezydentowi Wójcikowi oczywiście należy się szacunek.