Ja rzucam pomysł, a wy go łapcie

Dzisiaj o drobnej sprawie dotyczącej Bytomia. Drobnej, chociaż niewątpliwie wartej wiele milionów złotych. Władze Bytomia ogłosiły, iż są gotowe odkupić od prywatnego właściciela dawną Elektrociepłownię Szombierki. Co prawda nic nie wskazuje, aby właściciel chciał sprzedać ten obiekt za kwotę, którą oferuje miasto, ale radosna publiczna reakcja na tą propozycję skłoniła mnie do napisania niniejszego tekstu. Już od kilku lat miejscy aktywiści snują pomysły zagospodarowania obiektu. Popłynę pod prąd tego ogólnego entuzjazmu i pewnie narażę się i tym, którzy lansują te pomysły ze szczerego serca i tym, którzy liczą, że przy okazji coś zarobią. Zatem łyżka dziegciu do beczki miodu.

Zachowajmy zimną krew i zastanówmy się przez moment czy miasto stać na taką ekstrawagancję jak pusty obiekt po elektrociepłowni? Czy jak już zrealizujemy najłatwiejszą część tej operacji, czyli kupimy obiekt to wiemy, co z nim zrobimy i czy posiadamy na to odpowiednią liczbę banknotów wydrukowanych przez Narodowy Bank Polski? Pytanie o zaplecze finansowe można oczywiście zbyć odpowiedzią – napiszemy wniosek po środki europejskie, o ile oczywiście Zjednoczona Prawica na czele z prezesem Kaczyńskim nie wyprowadzi nas z Unii Europejskiej. Chociaż warto pamiętać, że dostosowanie obiektu na Szombierkach do nowych zadań, a faktycznie stworzenie go od nowa, bo po starej elektrociepłowni zostaną tylko mury oraz wybudowanie nowego rozwiązania drogowego umożliwiającego wygodny dojazd to będzie kwota zapewne przekraczająca 100 mln zł. Najważniejsze są jednak pytania o pomysł na dawną elektrociepłownię i czy po zakończeniu inwestycji miasto Bytom będzie stać na jej utrzymanie? Bo na to już żadnych dotacji nie dostaniemy. Powszechnie lansowanym pomysłem jest wykorzystanie olbrzymiej hali, która niegdyś mieściła turbiny na salę widowiskową. Trudno, bowiem zakładać, że ta olbrzymia przestrzeń pozostanie pusta i będzie tylko ciekawym obiektem do zwiedzania. Tyle, że w Bytomiu, w którym mieszka ok. 160 tys. ludzi mamy już dwie duże sale widowiskowe (Bytomskie Centrum Kultury i Operę Śląską) i przynajmniej trzy średnie. Jest też duża konkurencja w tej branży z okolicznych miast aglomeracji, a chętni do organizowania koncertów i eventów nie pchają się drzwiami i oknami. To nie Kraków, gdzie kalendarz obiektów widowiskowych i kongresowych jest wypełniony na kilka lat naprzód. A przynajmniej był przed epidemią. Wszystkim, którzy takie argumenty lekceważą polecam wycieczkę do Gliwic, aby zapoznać się, z jakimi problemami w tym zakresie boryka się Hala Podium. A przecież niewykorzystany obiekt generuje koszty, które trzeba pokryć. Na dokładkę prezydent Bytomia będzie miał w swoim zarządzie dwie duże sale, które siłą rzeczy będą konkurowały między sobą.

Jeśli ktoś nadal uważa, że to żaden problemem niech zwróci uwagę na inne wydarzenie sprzed kilku dni w Bytomiu. W bytomskiej dzielnicy Miechowice oddano do użytku odbudowaną cześć (oficyna lub skrzydło, spierają się o to historycy) pałacu Tiele-Wincklerów. Pominę już milczeniem fakt, iż kilka lat temu za rządów prezydenta Damiana Bartyli projekt ten został zgłoszony do funduszy europejskich ewidentnie z braku innych bardziej rozsądnych pomysłów, bo nie mogę zgodzić się z opinią o szczególnej historyczno-architektonicznej wartości, pochodzącej z połowy XIX wieku siedziby rodziny Tiele-Wincklerów. Wydano 12 milionów złotych, odbudowano, skądinąd ładnie i fachowo, kawałek pałacu i …. mam takie nieodparte wrażenie, że nie bardzo wiadomo, co dalej z tym obiektem zrobić. Aktualny prezydent Bytomia Mariusz Wołosz, z niezbyt wielkim przekonaniem mówi, iż będą tam „różne imprezy i wystawy”. Z innych źródeł ratuszowych słychać, że z pałacu będzie korzystał Urząd Stanu Cywilnego, posiadający zresztą zabytkowy obiekt w centrum miasta. Natomiast Wojewódzki Konserwator Zabytków opowiada, iż do budynku trzeba przenieść część zbiorów wojewódzkiej instytucji kultury, czyli Muzeum Górnośląskiego. Zatem wydaliśmy 12 mln zł, przecięliśmy wstęgę, wszyscy są zadowoleni zaczynając od miejskich aktywistów a na firmach realizujących odbudowę kończąc tylko zdaje się brak racjonalnego pomysłu, co dalej z tym począć.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na pomysł jednego z miejskich radnych Prawa i Sprawiedliwości, który koniecznie chce, aby miasto przejęło opuszczony przez Państwową Straż Pożarną, położony w centrum miasta olbrzymi budynek remizy strażackiej, oczywiście zabytkowy. Pan radny chce, aby powstało tam miejskie muzeum i obiecuje, że załatwi, iż skarb państwa odda miastu budynek za symboliczną złotówkę. Może i odda, ale co dalej? Skąd wiele milionów złotych na dostosowanie byłej remizy strażackiej do zupełnie innych muzealnych potrzeb? Bytomska remiza to nie tylko kilka pięter powierzchni biurowej, ale także specjalistyczna powierzchnia garażowa, dziedziniec i budynek z dawnymi mieszkaniami służbowymi. A koncepcja wystawy i ewentualne eksponaty? Bo na to, że mieszczące się w Bytomiu Muzeum Górnośląskie odda część swoich zbiorów raczej bym nie liczył. No i na końcu takie drobnostki jak bieżące utrzymanie, etaty itp.

Nie chcę zniechęcać entuzjastów zgłaszających różne pomysły, ale od ludzi pracujących w bytomskim ratuszu wymagałbym coś więcej niż postępowanie zgodne z tytułem tekstu, wymyślonym przez zapomnianego działacza PZPR Romana Werfla – Ja rzucam pomysł, a wy go łapcie.  To jak w biznesie – nie sztuka mieć dobry produkt, sztuka wdrożyć go do produkcji i sprzedać z zyskiem.

Comments are closed.