Jak sfinansować Świętego Mikołaja?

W czasie, gdy w świecie polityki wszyscy ekscytują się jedynkami na listach, postanowiłem napisać coś o podatkach. Temat ryzykowny, zwłaszcza w kampanii wyborczej. Wszyscy opowiadają o tym jak będą wydawać publiczne pieniądze a nie skąd je wezmą.

Od 25 lat zajmuję się samorządem terytorialnym. Siłą rzeczy dochody jednostek samorządu terytorialnego bardzo mnie interesują. Dzisiaj głównym elementem dochodów gmin, powiatów i samorządowych województw jest udział w podatku od osób fizycznych, czyli w popularnym PIT-cie. To pieniądze z tego źródła umożliwiają samorządom budowanie i remontowanie, finansowanie nowych dróg czy placówek kultury. Tylko dzięki tym funduszom polskie miasta mogą dokładać miliony złotych do utrzymania placówek oświatowych i wynagrodzeń nauczycieli, czyli zastępować rząd, ratując polską edukację przed zupełną katastrofą w efekcie działań byłej już minister Zalewskiej. W oparciu o te dochody samorząd terytorialny może wspomagać państwo, zaczynając od dokładania do wielomiliardowych inwestycji infrastrukturalnych a kończąc na funkcjonowaniu Urzędów Stanu Cywilnego. To szara prowincjonalna rzeczywistość, której nie widać z rządowych gmachów w stolicy.

Ale trwa kampania wyborcza i nastąpił wysyp PiS-owskich Świętych Mikołajów w środku lata. Cóż, w polityce nikt nie daje prezentów za darmo. Prawo i Sprawiedliwość wymyśliło, że sfinansuje swoje tegoroczne pomysły kosztem ograniczenia dochodów polskich gmin, powiatów i samorządowych województw. Bo do tego prowadzi ograniczenie dochodów państwa z tytułu PIT-u. To tak jakby rząd polski uznał, że samorząd terytorialny nie jest częścią polskiego państwa.

Nie jest moim zamiarem kwestionowanie transferów socjalnych, szczególnie wtedy, gdy są uzasadnione. Ale można takie rzeczy robić głupio albo mądrze. Skrajnie głupie jest majstrowanie przy podatkach, gdy ich efektem będzie zapaść tej części polskiego państwa, która jest najbliżej obywateli, czyli samorządu terytorialnego.

Nie proponuję jednak brutalnego cofania zmian podatkowych. To ślepa uliczka. Czas za to najwyższy, aby rząd Rzeczypospolitej, ktokolwiek będzie go tworzył, podzielił się z samorządem terytorialnym dochodami z podatku VAT. Takie rozwiązanie pozwoli rządowi prowadzić rozsądną politykę socjalną, której efektem nie jest wkładanie pieniędzy do lewej kieszeni obywatela po to, aby po chwili z prawej je wyciągnąć, np. przez zwiększone ceny wody czy biletów autobusowych.

Podstawowa stawka VAT-u w Polsce wynosi 23 %. Dajmy na to niech 21 % zostanie w budżecie centralnym a 2 % trafi do budżetów samorządowych. To wymaga oczywiście dokładnego oprzyrządowania prawnego, ale wbrew temu, co twierdzą niektórzy da się to zrobić. Można pójść jeszcze dalej, dać radom i sejmikom samorządowym prawo do stanowienia wysokości takiego lokalnego VAT-u miedzy zerem a dwoma procentami. Taki system obowiązuje w USA, nikomu to nie przeszkadza i całkiem sprawnie funkcjonuje. To byłaby rewolucja w zarządzaniu polskim państwem, ale świadcząca o odpowiedzialności rządzących za składane obietnice.

Nie mam jednak złudzeń. Dla aktualnego PiS-owskiego rządu samorząd terytorialny to wróg, który powinien dopraszać się zmiłowania rządu przy każdej okazji. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że po wyborach rząd poskłada opozycja i nagle nie zapomni o Polsce samorządowej.

Comments are closed.