Jak to tak?

Spór o Trybunał Konstytucyjny wszedł w nową fazę – katowicka Prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie „zbrodni” popełnionych przez prezesa Andrzeja Rzeplińskiego. To niechybny znak, że Jarosławowi Kaczyńskiemu zaczynają puszczać nerwy. Ani chybi niedługo do prezesa Trybunału przyjdzie dzielnicowy i za pomocą środków przymusu bezpośredniego wyjaśni mu, kto jest a kto nie jest sędzią Trybunału. To, co napisałem powyżej to oczywiście sarkazm. Zwłaszcza, że cały czas, być może naiwnie, wierzę, iż przeciętny polski policjant-dzielnicowy ma więcej odwagi cywilnej od katowickiego prokuratora.

Bojownikom „Dobrej Zmiany” najwyraźniej zaczyna brakować już i tak miałkich argumentów w sporze z Trybunałem Konstytucyjnym. Pomijam już fakt, że ich argumenty przypominają zagrania adwokata drobnego gangstera. W przypadku adwokata jest to zrozumiałe, ale używanie takich metod przez polityka w kraju demokratycznym jest, co najmniej podejrzane.

Nowa faza konfliktu o Trybunał Konstytucyjny skłoniła mnie do zastanowienia, co dalej? Wszystkim czytelnikom mojego bloga, którzy już uwierzyli w geniusz polityczny Jarosława Kaczyńskiego przypominam, że bezwzględną większość (acz nie konstytucyjną) w polskim parlamencie PiS zdobył dzięki korzystnemu zbiegowi okoliczności. PiS wygrał wybory w 2015 r., ale korzystny podział mandatów i samodzielne rządzenie to efekt nieprzekroczenia koalicyjnego progu wyborczego przez Zjednoczoną Lewicę. Lepsze wyniki wyborcze były już w historii III RP – SLD-UP w 2001 r. i PO w 2011 r., ale nie dały takich rezultatów jak w 2015 r. Dzisiaj mimo zmasowanej ofensywy propagandowej ze strony odzyskanej dla „Dobrej Zmiany” telewizji publicznej nic nie wskazuje na to, aby PiS-owi znacznie wzrosło poparcie wyborcze. Owszem jest ustabilizowane, ale nie rośnie. Nie można, zatem wykluczyć, że w 2019 r. w następnych wyborach parlamentarnych nawet osiągnięcie przez PiS najlepszego wyniku nie zagwarantuje, że koalicja mniejszych ugrupowań nie odsunie „Dobrej Zmiany” od władzy.

A zatem aktualnie rządzący w końcu kiedyś przegrają wybory i przejdą do opozycji. Takie są mechanizmy demokracji i w krajach europejskich nikogo to nie dziwi. Zadałem sobie, więc pytanie – czy jest możliwe, aby Prawo i Sprawiedliwość spokojne przeszło do opozycji? Czy bojownicy „Dobrej Zmiany” normalnie, zgodnie z zasadami demokracji oddadzą władzę, bo tak zdecydowali wyborcy? Oddadzą te wszystkie posady, które dostali dzięki łasce prezesa Kaczyńskiego? Przecież spora ich część musi mieć świadomość, że swoje obecne powodzenie zawodowe i finansowe zawdzięczają właśnie łasce prezesa a nie wyjątkowym umiejętnościom i kompetencjom. I jak to tak? Wyborca im dał i teraz odbierze?

A co będzie z tymi bojownikami „Dobrej Zmiany”, którzy nie tylko skorzystali z okazji awansu społecznego, ale czynnie zaangażowali się w nadużywanie władzy i łamanie konstytucji? Coś mi się zdaje, że tym razem powtórki z zapomnienia dawnych występków, jakie zarządził w 2007 r. Donald Tusk, nie będzie. Tym bardziej, że wtedy chodziło przecież „tylko” o nieuczciwe ataki na jakiś tam postkomunistycznych poprzedników.

Odpowiedzi na zadane powyżej pytania nasuwają się same i brzmią złowieszczo. Ale po ludziach, który wysyłają prokuratora, aby rozliczył prezesa Trybunału Konstytucyjnego z tego, że broni Konstytucji RP niczego dobrego nie można się spodziewać. Pozostaje mieć nadzieję, że i wśród bojowników „Dobrej Zmiany” są uczciwi ludzie, czego sobie i Państwu życzę.

Comments are closed.