Kumulacja w Totolotku
Gdybym był hipisem powiedziałbym – przestałem kumać działania prezydenta Bartyli. Hipisem nie jestem, ale coraz mniej rozumiem, o co chodzi prezydentowi Bytomia. W grudniu ubiegłego roku powiedział – prywatyzuję bytomskie wodociągi. Potem bronił tego kiepskiego pomysłu jak niepodległości. Po dwóch miesiącach oświadczył jednak, że nie będzie prywatyzacji (i chwała mu za to). W obu przypadkach nie potrafił jasno wyjaśnić, dlaczego raz jest na tak, a raz na nie.
Przypomnę – awantura o bytomskie wodociągi zaczęła się w od uchwalenia budżetu miasta na rok 2014 w którym zapisano dochody z ich prywatyzacji wysokości 100 mln zł. Prezydent Bartyla zaczął, zatem od czynności, która powinna zakończyć procedurę prywatyzacji. W efekcie w lutym, gdy wycofał się z pomysłu prywatyzacji wodociągów Bytom został z uchwalonym budżetem powiększonym o nieistniejące 100 mln zł. Ta dziura budżetowa, nie była wynikiem jakiegoś nadzwyczajnego kryzysu miejskich finansów. To tylko prezydent Damian Bartyla strzelił sobie na oczach całego miasta w kolano. Historia jak z kabaretu gdyby nie to, że dotyczy naszym bytomskich publicznych pieniędzy.
Tak czy siak prezydent Bartyla musiał skonsumować wypieczony własnymi rękami pasztet za 100 mln zł. Zastanawiałem się, co takiego wymyśli, aby wyjść z opresji. Oczami wyobraźni wydziałem już naszego sympatycznego skarbnika miasta Mariusza Konopkę, w pocie czoła, drukującego na domowej drukarence brakujące 100 mln zł. Ale bądźmy poważni – jedyny rozsądny ratunek w tej sytuacji to zmniejszenie zawyżonych nieodpowiedzialnie o 100 mln zł miejskich wydatków. Ale na to trzeba odwagi.
Odwagi prezydentowi Bartyli starczyło tylko do zmniejszenia wydatków o ok. 26 mln zł. Choć realnie ta kwota jest mniejsza o 12,5 mln zł składki do Komunikacyjnego Związku Komunalnego GOP, której wpłata została tylko odłożona. Reszta z mitycznych 100 mln zł ma zostać pokryta dochodami budżetu miasta, o których jeszcze dwa miesiące temu władze Bytomia nie miały wiedzy. No cóż brak wiedzy można mieć o przyszłej wygranej w totolotka, ale nie o wzroście dochodów miasta o plus-minus 74 mln zł. W tych planowanych dochodach zatwierdzonych na sesji Rady Miejskiej w dniu 3 marca jedyna realna pozycja to prawie 13,5 mln zł nadwyżki budżetowej za rok ubiegły. Druga pozycja to prawie 16 mln zł z tytułu wzrostu różnego rodzaju dochodów podatkowych miasta. Ryzykowne posunięcie, sprzeczne z tym, co ekipa Bartyli głosiła dotychczas o stanie bytomskiej gospodarki, ale może się uda. Chociaż słowa – „może się uda” nie powinny być podstawą planowania budżetu miasta.
Wisienka na torcie nowych dochodów to trzecia pozycja – wzrost planowanej kwoty, jaką miasto chce pozyskać ze sprzedaży nieruchomości. Dotychczasowy plan przewidywał, iż do budżetu Bytomia w roku 2014 miało z tego tytułu wpłynąć ponad 14 mln zł. W dniu 3 marca doszło do cudownego rozmnożenia tej kwoty. Dodano do niej prawie 48 mln zł.
W tym planie cudownego rozmnożenia jaśnieje jak Gwiazda Polarna kwota 30 mln zł ze sprzedaży kompleksu budynków po Elektrociepłowni „Szombierki”. Pięknie. Póki, co kompleks nie jest własnością miasta. Damian Bartyla występuje, więc w roli sienkiewiczowskiego Onufrego Zagłoby, który zaofiarował królowi szwedzkiemu Niderlandy. Ciekawe, co na to Regionalna Izba Obrachunkowa?
Bądźmy jednak dobrej myśli i załóżmy, iż zgodnie z zapowiedziami władz Bytomia miasto przejmie kompleks budynków EC „Szombierki”. Kompleks, który od wielu lat próbował bezskutecznie sprzedać najpierw skarb państwa a potem fiński koncern „Fortum”, teraz w ciągu kilku najbliższych miesięcy sprzedadzą bytomscy urzędnicy. Wygląda to mało realnie, ale może się uda? A może jednak Damian Bartyla spodziewa się wygranej w totolotka?