O naturze bałwanienia
Jarosław Gowin poszedł sobie precz z Rady Ministrów. A ściślej to premier Tusk powiedział ministrowi Gowinowi precz z mych oczu. Zaznaczam to, bo premier to zaznaczył.
Lament przetoczył się przez media. Gowin został obwołany bohaterskim obrońcą jedynie słusznej prawicowej wizji świata. Ta wizja spowodowała stan euforii u Leszka Balcerowicza, który nazwał go czołowym reformatorem naszego kraju.
W tym szumie mało, kto zwrócił uwagę na fakt, że Donald Tusk powiedział Jarosławowi Gowinowi precz, ponieważ były minister sprawiedliwości okazał się bałwanem do kwadratu – jak to obrazowo nazywał mój ulubiony bohater literacki – ordynans 11 marszkompanii 91 cesarsko-królewskiego pułku piechoty szeregowiec Józef Szwejk. Sądzę, że jest to określenie znakomicie pasujące do Gowina, bowiem jak inaczej nazwać urzędującego ministra, który całkiem serio stwierdza, iż prawo niemieckie dopuszcza eksperymenty naukowe na ludzkich zarodkach sprowadzanych z Polski. A gdy okazuje się, że prawo niemieckie zabrania eksperymentów na ludzkich zarodkach niezależnie od tego, z jakiego są kraju trzyma się swojej wersji jak pijany płota. Żyjemy w demokratycznym kraju i Jarosław Gowin ma prawo opowiadać, co uważa za stosowne, ale jako minister powinien powstrzymać się od publicznego bałwanienia.
Jarosław Gowin udanym bałwanieniem zakończył urzędowanie w Ministerstwie Sprawiedliwości. Uskrzydlony tym wydarzeniem oświadczył, że zostanie prezydentem Krakowa. Cóż, pozostaje mi ponownie zacytować Józefa Szwejka: „Ponieważ u wariatów siedzi pod kluczem dużo panów oficerów, tę wojnę wygramy z całą pewnością!”.