O roku ów! Kto ciebie przewidzi w naszym kraju, ten zuch!*
Wyjaśniam: gwiazdka w tytule oznacza, iż stworzyłem go w oparciu o licencję Adam Mickiewicza, której sam sobie udzieliłem.
Rok 2023 będzie dla Polski ekscytujący. To przecież rok wyborów parlamentarnych, które rozstrzygną czy Prawo i Sprawiedliwość dalej będzie prowadziło Polskę w kierunku dyktatury. Im bliżej jesieni atmosfera coraz bardziej będzie się zagęszczać i to bez udziału smogu.
Kto wygra tegoroczne wybory jest kwestią na dziś otwartą aczkolwiek wszystkie dostępne znaki na niebie i ziemi wskazują póki, co iż rządząca Polską ekipa jest niezwykle blisko utraty władzy. Są przynajmniej trzy znaki, które wskazują na panikę w obozie rządzącym sugerującą, że w gabinecie prezesa PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie już to wiedzą. Znak pierwszy to coś, co można określić próbą „kryminalizacji” opozycji. Do tego służyć ma tzw. Komisja Weryfikacyjna, która będzie prokuratorem, sądem i katem w jednym. W trybie administracyjnym w ciągu jednego dnia będzie mogła odebrać, wskazanej przez prezesa Kaczyńskiego ofierze, prawa obywatelskie. Łatwo zgadnąć, od kogo komisja zacznie swoją działalność. Znak drugi to nerwowe monologi Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego i innych przedstawicieli obozu władzy, które w gruncie rzeczy dają się sprowadzić do wspólnej treści – płaczliwego użalania się nad tym ile dobrego uczynili oni dla Polek i Polaków a mimo to większość naszych rodaków nie chce ich popierać. I znak trzeci to wysyp różnego rodzaju komentatorów, którzy próbują wysadzić w powietrze opozycję demokratyczną twierdząc, iż czas najwyższy, aby jej najważniejsi liderzy zaczęli twórczy spór, czyli tłumacząc z komentatorskiego na polski zaczęli się okładać wiaderkami w piaskownicy. Na szczęście tym razem politycy opozycji okazują się mądrzejsi od wspomnianych wyżej komentatorów.
Panika przy ul. Nowogrodzkiej nie oznacza jednak stuprocentowej pewności porażki wyborczej PiS-u. Co może nas do niej przybliżyć? Nie będę oryginalny w odpowiedzi na to pytanie. Do zwycięstwa wyborczego a następnie skutecznego sprawowania władzy przybliży nas wspólna lista opozycji w wyborach parlamentarnych w roku 2023. Uporządkowanie Polski po ośmiu latach dewastujących rządów PiS-u będzie niezwykle trudne. W wielu dziedzinach życia politycznego, gospodarczego i społecznego PiS-owski bałagan będzie się bronił do upadłego, także po oddaniu władzy w parlamencie. Dlatego w Sejmie jest potrzebna większość nie tylko zdolna do sformowania rządu, ale także do odrzucania weta prezydenta Dudy a być może nawet do zmiany Konstytucji. Bez wspólnej listy opozycji demokratycznej o odrzucaniu weta prezydenckiego w zasadzie będzie można zapomnieć.
Niestety mam takie wrażenie bliskie pewności, że wśród najważniejszych polityków opozycji realnymi zwolennikami wspólnej listy są jedynie Donald Tusk i Włodzimierz Czarzasty. Wspólna lista to oczywiście wiele różnych problemów politycznych i logistycznych, ale w konsekwencji wielce prawdopodobna jest premia, którą wymyślił Pan D’Hondt. Ta premia warta jest wspólnej listy.
Pominę milczeniem tych wszystkich analityków z tytułami naukowymi, którzy próbując obrzydzić koncepcję wspólnej listy dopasowują rzeczywistość do swoich wizji. Większym problemem są liderzy mniejszych ugrupowań opozycyjnych, którzy jak ognia obawiają się marginalizacji. Ta obawa jest dla nich większym zgryzem niż konieczność odsunięcia PiS-u od władzy. Nie będę wymieniał nazwisk, ale wszyscy doskonale wiedzą, kto najgłośniej gardłuje przeciw wspólnej opozycyjnej liście. Konstruują przy tym różnego rodzaju atrakcyjne intelektualnie projekty polityczne tyle, że oderwane od rzeczywistości i tym samym dramatycznie nieskuteczne. Nie mogę tym Panią i Panom odmówić wiedzy i kompetencji, a być może i odrobiny dobrej woli, ale jak to zgrabnie ujął red. Ryszard Łuczyn w „Polityce” mają świetne pomysły tylko ktoś musi za nich wygrać wybory, aby mogli je zrealizować.
Jeśli nie będzie wspólnej listy opozycyjnej to nie będzie tym bardziej żadnych łamańców, czyli dwóch lub trzech list wyborczych opozycji. Bo tylko jedna wspólna listy gwarantuje równoprawną wspólnotę. Każda inna kombinacja koalicyjna oznacza niechybną dominację jednego ugrupowania, czyli patent na awantury. Będą, więc listy cztery, czyli PO, Lewica, ekipa Hołowni i PSL. To oczywiście nie oznacza, iż PiS utrzyma władzę. Będzie tylko trudniej i zwycięstwo będzie kulawe. Bez większości zdolnej do odrzucenia weta prezydenckiego nie będzie można np. zmienić kierownictwa TVP czy dokonać zmian personalnych w prokuraturze. Po roku owym, zatem nastąpi rok równie ekscytujący.
O roku następny! Kto ciebie przewidzi w naszym kraju …. resztę proszę sobie wyobrazić we własnym zakresie.