Obyś żył w ciekawych czasach
Podsumujmy. W ostatnich tygodniach dotychczasowa opozycyjna mniejszość w bytomskiej Radzie Miejskiej stała się opozycyjną większością. Prezydent Bytomia Damian Bartyla stracił luksusową większość w Radzie. Luksusową, bo z gatunku tych, które nie zadają kłopotliwych pytań. W wyniku ujawnienia audytu w Bytomskim Przedsiębiorstwie Komunalnym trzech dotychczas milczących radnych z prezydenckiej większości postanowiło zacząć zadawać pytania. Prezydent miasta niedysponujący stabilną większością w Radzie Miejskiej nie jest w Polsce sensacją, ale w Bytomiu to nowina. Od wprowadzenia bezpośrednich wyborów prezydenta miasta w 2002 r. taka rzecz pojawia się w Bytomiu po raz pierwszy. Bytomska Rada Miejska była już widownią ostrych sporów, ale jednak w Bytomiu prezydent dysponował zawsze pakietem kontrolnym. Dla podlegających prezydentowi Bartyli miejskich urzędników to zupełnie nowa, nieznana sytuacja. Ciekawe jak sobie z nią poradzą?
Jak się łatwo domyślić utrata większości przez grupę prezydenckich radnych zaowocowała rewolucyjnymi zmianami. Odwołano przewodniczącego Rady i jednego z jego zastępców oraz cały garnitur szefów komisji, a przede wszystkim skreślono z miejskich planów ulubioną zabawkę prezydenta Bartyli, czyli budowę stadionu. Należy się spodziewać, iż teraz bytomska Rada zabierze się za różne inne działania Bartyli i nie będzie on z tego zadowolony.
Brak prezydenckiej większości w Radzie jest zawsze próbą charakteru dla obu stron konfliktu. Szczególnie dla radnych jest to sprawdzian z dojrzałości i odpowiedzialności. Jak będzie, zobaczymy. Póki, co wygląda na to, że egzaminu nie zdał odwołany przewodniczący Rady Andrzej Wężyk. Jeszcze pełniąc tę funkcję, do ostatniej chwili, mógł legalnie zablokować a przynajmniej znacznie opóźnić wykreślenie budowy stadionu z Wieloletniego Planu Inwestycyjnego. Na szczęście dla miasta i dla antyprezydenckiej większości przewodniczącemu Wężykowi zabrakło wiedzy i charakteru. Wiem, co piszę, w końcu byłem przewodniczącym Rady przez osiem lat.
Niezwykle ciekawe jest to jak będzie sobie teraz radziła nowa większość, oparta o egzotyczną koalicję radnych Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Zwłaszcza dotyczy to radnych PiS. Przecież prezydentura Damiana Bartyli to pomysł bytomskiego posła PiS Wojciecha Szaramy a i bytomska ekipa PiS-u nieźle się miała współpracując z Bartylą. Przecież jeszcze nie tak dawno były już prezes Bytomskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego Dawid Zięba zdawał się być wschodzącą gwiazdą Dobrej Zmiany w Bytomiu. Na razie nowy przewodniczący Rady Miejskiej Mariusz Janas z PiS napisał apel do pisowskiego prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego, aby uważał na bytomską prokuraturę. Czy to oznacza, że w centrali PiS-u Damian Bartyla ma większą siłę przebicia od bytomskich działaczy tej partii?
W 2006 r. ekipa, której miałem zaszczyt być członkiem, oddała władzę w Bytomiu. Zostawiliśmy ustabilizowany budżet, niewielkie zadłużenie, drugie miejsce w województwie w pozyskiwaniu funduszy europejskich, w szufladach leżały projekty i pomysły, które realizowano jeszcze przez następne osiem lat, spółki miejskie działały sprawnie, nie miały żadnych kłopotów finansowych i nikt nie zamierzał ich prywatyzować. A dziś? Minęło prawie jedenaście lat rządów najpierw Piotra Koja a teraz Damiana Bartyli, którzy mieli być lepsi od Krzysztofa Wójcika. No i czy byli lepsi? Piotr Koj, jako pierwszy w historii prezydent Bytomia został odwołany w wyniku referendum, a Damian Bartyla pobił rekord Bytomia w dyscyplinie bezsensownego zadłużania miasta. Razem doprowadzili do chaosu i niekompetencji w zarządzaniu, które prawdopodobnie spowoduje utratę wielkiej szansy, jaką są europejskie fundusze na rewitalizację. O traktowaniu miejskich spółek jak przenośnej skarbonki już nie wspomnę.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż sytuacja w Bytomiu się nie poprawi, przynajmniej do wyborów samorządowych w 2018 r. Można, zatem przewidywać jeszcze wiele przykrych dla miasta wydarzeń. Będzie, o czym pisać i opowiadać tyle, że szkoda Bytomia. Obyś żył w ciekawych czasach – jak mówi stare chińskie przysłowie wymyślone w latach trzydziestych XX wieku przez amerykańskich dziennikarzy.