Pojawia się i znika

Coraz bardziej dziwią mnie wydarzenia w Bytomiu. Ostatnio zadziwiło mnie zamieszanie wokół dzielnicy Miechowice. Dzielnica w ostatnich kilku tygodniach pojawia się i znika.

A powinno być tak: w tym roku kończy się kadencja Rada Dzielnicy Miechowice i w październiku muszą odbyć się kolejne wybory. Ale czy w bytomskim ratuszu coś mogłoby toczyć się normalnie? Chociaż jak sięgnę pamięcią, w latach 1998-2006 wszystko przebiegało normalnie. Przed rokiem 1998 i po roku 2006 to była i jest jazda bez trzymanki.

Miechowice to jedyna funkcjonująca w Bytomiu jednostka pomocnicza gminy, czyli dzielnica. Niezorientowanych informuję, że w Bytomiu, aby uruchomić dzielnicę trzeba najpierw zebrać odpowiednią liczbę podpisów popierających. Dla ekipy, która przejęła władzę w Bytomiu po zeszłorocznym referendum obecna Rada Dzielnicy Miechowice ma jeden bardzo poważny mankament – dominuje w niej grupa ludzi związanych z Platformą Obywatelską. Dla nowej ekipy radnych Bytomskiej Inicjatywy Społecznej (dawnej przeważnie Prawo i Sprawiedliwość) to o jedną Radę Dzielnicy za dużo. Taka duża ilość negatywnych emocji musiała spowodować wyładowanie. W czerwcu 2013 r. Rada Miejska wprowadziła do dzielnicowej ordynacji wyborczej tzw. próg frekwencyjny. Wybory do Rady Dzielnicy miały być ważne tylko wtedy, jeśli weźmie w nich udział przynajmniej 20 % wyborców. Frekwencja w wyborach dzielnicowych zwykle bywa słaba. Był to, więc cwaniacki pomysł na pozbycie się Rady Dzielnicy Miechowice na zawsze. Zamiast zdobywać piaskownicę w wyborach, postanowiono piaskownicę zlikwidować.

Ciekawa koncepcja jak na miejskich aktywistów, którzy jeszcze niedawno przy każdej okazji podkreślali, iż należy angażować mieszkańców miasta do udziału zarządzaniu. Jak widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ale trafiła kosa na kamień. Dla tych, którzy choć trochę orientują się w obowiązującym w Polsce prawie wiadomym jest, że wyżej opisana zmiana do ordynacji dzielnicowej jest błędna. Zmiany w jakiejkolwiek ordynacji wyborczej w Polsce można wprowadzać najpóźniej na pół roku przed terminem wyborów, a na dodatek wprowadzanie progu frekwencyjnego w wyborach (nie mylić z referendum) jest niedopuszczalne. Taka jest linia orzecznictwa sądowego i administracyjnego w Polsce, od co najmniej 10 lat.

Próba likwidacji miechowickiej piaskownicy skończyła się kompromitacją. Sięgnięto po wariant panikarski. Na stronie internetowej bytomskiego ratusza pojawił się prezydencki projekt uchwały Rady Miejskiej o likwidacji dzielnicy Miechowice. Ściślej jest to projekt projektu, bo póki, co prezydent Bartyla zastanawia się czy taki projekt skierować do Rady Miejskiej i oczekuje opinii. Opinii oczekuje ten sam prezydent miasta, który rozpisał już wybory do Rady Dzielnicy Miechowice i wyznaczył ich termin na dzień 20 października 2013 r. Powołano komisję wyborczą i można już zgłaszać kandydatów na radnych dzielnicowych. Machina ruszyła, ale może się okazać, że wyborów nie będzie albo wybrana rada w ogóle się nie zbierze. W panice władza robi ludziom wodę z mózgu.

Ale żeby nie było, że czepiam się tylko obecnej bytomskiej miejskiej władzy to przypomnę władzę poprzednią. Grupa inicjatywna dzielnicy Miechowice powstała już w 2006 r. jeszcze przed przejęciem władzy przez PO w Bytomiu, co stało się pod koniec roku 2006. W 2007 r. grupa inicjatywna złożyła w Radzie Miejskiej stosowną liczbę podpisów, która umożliwiała rozpoczęcie procedury tworzenia dzielnicy. Komisja Regulaminowa Rady Miejskiej mogła się uporać z problemem w ciągu pół roku, ale koncepcja PO była inna. Najważniejsze było utworzenie specjalnej, nadzwyczajnej komisji do spraw dzielnic. Komisja nadzwyczajna zajmowała się sprawą Miechowic nadzwyczaj szybko ….. prawie trzy lata. Wybory do Rady Dzielnicy Miechowice odbyły się w 2009 r. Skutecznie zniechęcono tym grupy inicjatywne z innych dzielnic miasta. Potem w sprawie dzielnic już nic się ważnego nie działo, ale nie przeszkodziło to w 2010 r. w nowej kadencji powołać ponownie w Radzie Miejskiej komisję nadzwyczajną do spraw dzielnic. W 2012 r. po referendum nastąpiła zmiana Rady Miejskiej. W nowej dominują już radni BIS, ale ponownie powołano komisję nadzwyczajną do spraw dzielnic a na jej czele postawiono radnego z PiS-u. Stara zasada biurokratów głosi – jak nie wiesz, co masz zrobić powołaj komisję. Będziesz mógł udawać, że coś robisz, a bonusem będą dodatkowe funkcje i diety.

Z jednej strony cała ta awantura to wojna o pietruszkę. Rady Dzielnic maja tylko wtedy sens, jeśli w uchwale budżetowej Rada Miejska wydzieli kwotę publicznych pieniędzy, o której przeznaczeniu zdecydują suwerenie radni dzielnicowi. Bez woli politycznej władz miasta radni dzielnicowi są w gruncie rzeczy kwiatkiem do kożucha. A z taką wolą było i jest w Bytomiu i za rządów PO i za rządów BIS kiepsko.

Z drugiej strony biorące udział w tym zamieszaniu ekipy z PO, BIS i PiS nie mają czystego sumienia. Piszą w swoich programach wyborczych o poszerzaniu udziału obywateli w zarządzaniu miastem. Ale jak widać z opowieści o dzielnicy Miechowice jak przychodzi do konkretów – wola poszerzania znika.

Comments are closed.