Prezes niezadowolony, czyli czas zgrzytania zębów

Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory i będzie nadal rządziło. Ale prezes Jarosław Kaczyński jest niezadowolony. Okazało się, że mimo 500+ i 13 emerytury więcej Polaków głosowało na listy opozycyjne a i Senat, mimo nerwowych manewrów powyborczych jest dla PiS-u, stracony. Większość niewdzięcznych rodaków zdaje się nie rozumieć wspaniałej idei Kaczyńskiego i najchętniej zamieniłby on ich na jakiś inny naród. Niestety dla niego i na szczęście dla reszty Polaków taki projekt z dziedziny inżynierii społecznej jest poza jego zasięgiem.

Wynik wyborów parlamentarnych pokazuje, że Koalicja Europejska była utraconą szansą na odsunięcie prezesa Kaczyńskiego od władzy. Szansą utraconą przez działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy przerazili się wizji Polski, w której nie będą jedynym, obrotowym koalicjantem. Szansą utraconą przez działaczy Platformy Obywatelskiej, których przeraziła wizja dzielenia się miejscami na listach z politykami Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Partykularne interesy okazały się ważniejsze. Ale to już przeszłość. Kilkanaście dni po wyborach spróbuję nakreślić autorski opis rzeczywistości po 13 października.

 

Część I

Prawo i Sprawiedliwość, czyli zasłużyliśmy na więcej

 

Zasłużyliśmy na więcej – tak podsumował wybory, w pierwszym odruchu szczerości prezes Kaczyński. Na drugi dzień okazało się, iż jest jeszcze gorzej – PiS utracił władzę na Senatem. Na jak długo to się okaże, ale istnieje poważne zagrożenie, że na całą kadencję. Znowu, zatem Jarosław Kaczyński okazał się gorszy od Donalda Tuska, który za drugim razem ponownie zgarnął całą pulę. Dla porządku trzeba przypomnieć, iż zrobił to do spółki z PSL-em, ale jednak zrobił, a Kaczyński nie zrobił.

Wynik głosownia w dniu 13 października pozwoli prezesowi Kaczyńskiemu wyznaczyć premiera i sformować rząd. Ostatnie cztery lata świadczą dobitnie, iż potrafi bezwzględnie wykorzystywać przewagę w Sejmie. Wydawać by się mogło, że nie ma, na co narzekać. Ale prezes wie, iż tym razem rządzenie będzie mu zgrzytać między zębami. A jeśli jeszcze Andrzej Duda w maju przyszłego roku przegra wybory prezydenckie to ratuj się, kto może! Wtedy zgrzytanie między zębami może przejść w stan permanentny, który unicestwi luksus władzy totalnej sprawowanej z gabinetu przy ul. Nowogrodzkiej.

O jedno tylko prezes Kaczyński martwić się nie musi – o przedterminowe wybory. Co prawda walki pod dywanem w tzw. Zjednoczonej Prawicy będą się nasilały, ale jednak widmo konsekwencji utraty władzy będzie cementowało to środowisko polityczne. Po utracie władzy trzeba będzie się z niej rozliczyć a niektórzy będą musieli to zrobić przed organami ścigania. Ta wizja przyszłości wystarczy za cement.

 

Cześć II

Platforma Obywatelska, czyli przesadzone pogłoski

 

Pogłoski od tym, iż PO już nie istnieje wydają się być głęboko przesadzone. Owszem przez pewien czas to ugrupowanie będzie drążył kryzys przywództwa i spór o kandydata na prezydenta RP. Ale jednak to największa partia opozycyjna, która chociażby z tego powodu będzie miała dużą siłę przyciągania i przekonywania niewiernych. Przypomnijcie sobie los Ryszarda Petru i nie bądźcie w ocenie PO równie pyszni jak on.

Poza sporem jest jednak fakt, że czeka PO trudny czas i można mieć uzasadnione wątpliwości czy sobie z nim poradzą w ciągu najbliższego pół roku. Dlaczego pół roku? Bo czy to się komuś podoba czy nie to właśnie PO wskaże najważniejszego kontrkandydata dla Andrzeja Dudy. Jeśli się ogarną dopiero po prezydenckiej elekcji nie będzie to miało już żadnego znaczenia dla przyszłości naszego kraju.

 

Część III

Lewica, czyli szklanka zimnej wody

 

Moim braciom i siostrom na Lewicy, którzy za moment obejmą mandaty poselskie radzę, aby wypili przed ślubowaniem szklankę zimnej wody. Rozumiem entuzjazm z powodu wejścia Lewicy do parlamentu i osobistą radość z poselskiego mandatu, ale aroganckie przekonanie, że my lepiej od opozycji z poprzedniej kadencji poradzimy sobie z maszyną do głosowania Jarosława Kaczyńskiego, nie jest warte funta kłaków. Zwłaszcza, że najtrudniejsze dopiero przed nimi. Póki, co jednoczyło ich pragnie powrotu Lewicy do parlamentu.  Teraz czeka ich próba charakterów. Muszą wypracować wspólną linię programową, która będzie realizowana w praktyce a nie w kampanijnych zapowiedziach. Samo założenie wspólnego klubu parlamentarnego tego nie zastąpi.  Tego oczekuje ponad dwa miliony Polaków, którzy zagłosowali na listy Lewicy. Mam nadzieję, że sprostają zadaniu.

 

Informacja na koniec

 

Cześć IV miała być o wyborach prezydenckich, ale wyszła mi na tyle długa, że opublikują ją osobno za parę dni. I to by było na tyle.

Comments are closed.