Putin walczy o twarz
Nie należę do całkiem sporego grona ludzi przekonanych o diabelskim sprycie Władimira Putina. Albo może nawet jakiejś dziwnej fascynacji geniuszem zła, który wszystko ma dokładnie przemyślane, planuje trzy kroki do przodu, doskonale przewidując poczynania przeciwnika. Tymczasem Putin to dyktator, jakich w historii świata było wielu. Jest przekonany, że siła i brutalność może zastąpić dyskusję i negocjacje. Jemu wystarczy tylko odpowiedź na pytanie czy już wyjąć kałasznikowa czy też chwilę jeszcze poczekać. Takiemu przywódcy zdaje się, iż wszystko dobrze się układa póki ma wspominanego wyżej kałasznikowa pod ręką.
Ten wstęp był mi potrzebny, aby uzasadnić tezę, że Władimir Putin zapędził się w ślepą uliczkę w przekonaniu, iż jego kałasznikowa wszyscy się obawiają. Bowiem istotą rosyjskiego systemu przynajmniej od czasu Iwana Groźnego jest zachowanie twarzy przez przywódcę-„nieomylnego cara”, którego władza opiera się na strachu.
Putin uważa, że nastąpił moment, w którym może użyć swojego kałasznikowa. Dlaczego? Bo uwierzył we własną propagandę. Według niej Biden to „śpiący Joe”. USA po ewakuacji Afganistanu jest słabe. Unia Europejska jest skorumpowania przez rosyjskie pieniądze. Demokratyczne elity zainteresowane wyłącznie LGBT są słabe i aby je zastraszyć należy zrobić groźną minę podczas posiedzenia rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa. Wreszcie w Ukrainę wystarczy puknąć i sama się rozleci.
Putin, zatem, postawił wszystko na jedną kartę. Zapomniał, że sam sobie stworzył problem – musi zachować twarz. Jeśli ją straci, wojna na Ukrainie będzie jego najmniejszym problem. Czy takiego przywódcę nadal będą akceptować rosyjskie elity? Jeśli na dokładkę jego jedyną nadzieją będzie uwieszenie się na chińskiej klamce?
Dlatego plan wojenny Putina musi być zrealizowany w formie blitzkriegu, który zakończy się między 48 godziną a 7 dniem działań wojennych. W tym czasie rosyjskie wojska muszą zając Kijów i zainstalować tam marionetkowy, kolaboracyjny rząd. Jeśli to się nie uda to rosyjska maszyna zacznie buksować a na korytarzach Kremla będą szemrać o niepowodzeniu. Wojna na Ukrainie będzie wymagała coraz większych wysiłków logistycznych a do Rosji zaczną napływać, jak to mówią rosyjscy planiści wojskowi, „konserwy” ze zwłokami poległych żołnierzy. Mimo bowiem pozorów potęgi rosyjskie wojsko to nie milion doskonale uzbrojonych żołnierzy. Jego efektywna siła sprzętowa i ludzka to ok. 150-200 tys. żołnierzy. Owszem, Rosjanie będą mieli cały czas przewagę i nadal będzie to siła zdolna zmiażdżyć Ukraińskie Siły Zbrojne, ale rosyjscy generałowie zaczną sobie zadawać pytanie – „Po co tam się pchamy?”. Jeśli zatem cel operacji nie zostanie osiągnięty, maksimum w ciągu 7 dni to Putin-„nieomylny car” straci twarz. A wtedy ….
Piszę te słowa plus-minus w 24 godziny od rozpoczęcia działań wojennych i wygląda na to, że rosyjskie pancerno-zmotoryzowane grupy bojowe grzęzną na przedpolu Kijowa. Za ich plecami toczą się nadal zacięte walki. Również desant aeromobilny w okolicach stolicy Ukrainy nie przebiega pomyślnie dla strony rosyjskiej. Putin, zatem walczy o twarz. To ostatnie zdanie brzmi strasznie, bo ilu ludzi straci jeszcze życie, aby sobie ten problem rozstrzygnął?