Widmo Polskiego Ładu krąży nad samorządem

To, że Prawo i Sprawiedliwość nie lubi samorządu terytorialnego to już wiemy. PiS-owi tkwią również jak drzazga w tylnej części ciała ci samorządowcy, którzy mają odwagę mówić źle o działaniach rządu, który konsekwentnie chce przekształcić władzę samorządową w atrapę.

Słowo „samorząd” pochodzi od dwóch słów „samo” i „rządzić”. To, że jeszcze wybieramy władze samorządowe w wolnych wyborach to dopiero połowa samorządności. Druga to dochody własne samorządu terytorialnego w oparciu, o które można realizować zadania własne w sposób autonomiczny, tak jak sobie tego życzą mieszkańcy a nie anonimowi urzędnicy z Warszawy. Tę drugą połowę PiS coraz bardziej ogranicza zastępując ją dotacjami na działania, które władza centralna zaakceptuje. Są to decyzje czysto uznaniowe i bardzo często zależą od kaprysu miejscowego parlamentarzysty PiS-u. Wielu samorządowców coraz częściej, w imię interesu lokalnej społeczności zaczyna się w tej czarnej d…. urządzać. Zatem jest już prawie jak w PRL-u gdzie podstawową umiejętnością dobrego lokalnego włodarza była wiedza, którego przedstawiciela władzy centralnej należy pocałować w sygnet.

Pisałem już o takich działaniach rządu przy okazji funduszu drogowego czy Rządowego Funduszu Inicjatyw Lokalnych. Teraz mamy nową odsłonę takich działań w związku z dotacjami dla jednostek samorządu terytorialnego w ramach Polskiego Ładu. Chociaż rządowa propaganda w tej sprawie zwykle pomija fakt, iż te dotacje to póki, co tylko promesy na środki, które można ewentualnie otrzymać z Banku Gospodarstwa Krajowego. Muszę przyznać uczciwie, iż PiS nauczył się już, że w dzieleniu tych promes należy zachować pewien umiar i powstrzymać się od bezczelnego przyznawania środków tylko krewnym i znajomym królika. Ale nie do końca, bo znam już przykłady wręczania promes z BGK-a dla gmin zarządzanych przez PiS, które nie posiadają oczyszczalni ścieków na budowę wodociągów i kanalizacji, czyli zupełnie bez sensu.

Jeśli jednak ktoś przeczytał dokładnie dokumenty Polskiego Ładu i ma, jakie takie pojęcie o zasadach rządzących publicznymi inwestycjami to musiał zauważyć, iż założono tam minę, która może je wysadzić w powietrze. Warunkiem podstawowym uruchomienia funduszy z promesy jest rozpoczęcie postępowania przetargowego dla inwestycji w ciągu pół roku od jej formalnego otrzymania. Zanim jednak postępowanie przetargowe zostanie rozpisane trzeba przygotować inwestycję pod względem formalnym, to jest zebrać wszystkie potrzebne dokumenty i pozwolenia. W wielu przypadkach okaże się, że zrealizowanie tego w pół roku będzie nie możliwe. Ale nawet, jeśli się uda to pojawi się nowy problem – nie zgodność zapisów Polskiego Ładu z przepisami ustawy o przeciwdziałaniu nadmiernym opóźnieniom w transakcjach handlowych i Prawa zamówień publicznych. Co to oznacza? A to, że zapisy specyfikacji przetargowej mogą i będą zaskarżane przez uczestników przetargu i w konsekwencji przetargi będą unieważniane. Czas będzie płyną a terminy będą uciekały.

Czy takie zapisy Polskiego Ładu są zamierzone czy to tylko bałagan tego nie podejmuję się wyjaśnić. Wiem natomiast, jakie będą tego efekty. Ci włodarze samorządowi, którzy pocałują w sygnet właściwego lokalnego przedstawiciela PiS-u dostaną prolongatę terminu. Inni zostaną napiętnowani, jako opozycyjni nieudacznicy, którzy nie potrafią wykorzystać funduszy, które wspaniałomyślnie przekazał im rząd Mateusza Morawieckiego. Znawcy tematu mówią, iż rzekomo inwestycyjne fundusze lokalne z Polskiego Ładu to w gruncie rzeczy ukryta rezerwa budżetu rządowego, ponieważ niewykorzystane do niego wrócą.

Widmo Polskiego Ładu pokrąży sobie nad polskim samorządem po czym rozwieje się i nikt już nie będzie o nim pamiętał oprócz propagandzistów z telewizji podobno publicznej.

Comments are closed.