Więcej pytań niż odpowiedzi
Będzie o lewicy. Ale najpierw kilka zdań osobistej, emocjonalnej deklaracji. Adrian Zandberg przywódca partii Razem w dniu wyborów parlamentarnych powiedział, iż teraz nie będzie trzeba się już wstydzić lewicy. Zakładam, że uważa, iż poprzednio było trzeba. Powiedział to do mnie i do wielu moich koleżanek i kolegów z SLD. Odpowiem, więc Adrianowi Zandbergowi – wstąpiłem 25 lat temu do Socjaldemokracji RP, którą potem przekształciliśmy w Sojusz Lewicy Demokratycznej i nie wstydzę się dokonanego wtedy wyboru ideowego. Od 21 lat zajmuję się samorządem terytorialnym. Przez 16 lat pełniłem mandat radnego miejskiego w Bytomiu, obywatele Bytomia wybierali mnie cztery razy na cztery pełne kadencje. Przez dwie kadencje (najdłużej w historii Bytomia po roku 1989) byłem przewodniczącym Rady Miasta. Nikt mnie nie przyniósł w teczce, wybierano mnie w wolnych i demokratycznych wyborach i żaden facet, którego, jak dotychczas, w powszechnych wyborach nie wybrano nawet do Rady Dzielnicy nie będzie mi mówił, że mam się tego wstydzić. Zatem: bujaj się Zandberg. To tyle osobistej, emocjonalnej deklaracji.
Teraz mogę wrócić do lewicy po wyborach parlamentarnych. Zacząłem od partii Razem i na początek pociągnę ten watek. Jest dla mnie oczywiste, że zniknięcie lewicowych posłów z parlamentu to efekt szeregu przyczyn i obwinianie tylko partii Razem to nadużycie i zdejmowanie odpowiedzialności z innych winnych. Ale nie ulega wątpliwości, że ostatni tydzień kampanii wyborczej, podczas którego aktywiści Razem nie wychodzili ze studiów telewizyjnych i radiowych, był ciosem ostatecznym. Razem to kolejna lewacka formacja, których pełno w historii lewicy, dla której prawdziwym wrogiem są inne partie lewicowe, szczególnie te większe i bliższe zdrowemu rozsądkowi. Sądzą, że gruzy polskiej lewicy to wstęp do ich wielkich sukcesów. Przykro mi ich rozczarować, ale udział w wyeliminowaniu z parlamentu lewicy to ich największy i zarazem ostatni sukces.
Można dużo pisać o konkurencji ze strony Razem, ale to nie wyczerpuje katalogu przyczyn porażki Zjednoczonej Lewicy. To, że trzeba było desperacko walczyć o przekroczenie progu 8 % w dużym stopniu obciążą kierownictwo SLD. Pozostawię na boku dyskusję czy można było wybrać formułę w której wystarczyło przekroczenie progu 5 %. Rozumiem powody wyboru formuły koalicji. Ale dlaczego kierownictwo SLD nie posłuchało Aleksandra Kwaśniewskiego i lista Zjednoczonej Lewicy nie wystartowała już wyborach europejskich w roku 2014, tego już nie rozumiem.
Po wyborach europejskich i samorządowych była jeszcze szansa odwrócenia biegu wydarzeń. Wtedy pojawił się najgłupszy pomysł, na jaki można było wpaść – wystawienie Magdaleny Ogórek, jako kandydatki w wyborach prezydenckich. Jeśli jakaś formacja polityczna może liczyć na poparcie plus minus między 7 a 10 % głosujących to powinna o swoich wyborców dbać szczególnie. Nie powinna wysyłać do nich sygnału, iż głosowanie na nią może być żartem. W dniu, w którym ogłoszono, iż kandydatką SLD w wyborach prezydenckich 2015 jest Magdalena Ogórek została uruchomiona lawina zdarzeń, która doprowadziła do porażki w wyborach parlamentarnych. Lista Zjednoczonej Lewicy z Barbarą Nowacką, jako liderką nie odwróciła już efektu Ogórek. Efekt Zandberga to tylko przykre podsumowanie tego idiotycznego ogórkowego błędu. W tej sytuacji uznałbym nawet, że wynik 7,55 % nie jest taki zły.
Co dalej z lewicą? Jeśli rozumieć politykę, jako obecność w parlamencie to wynik wyborów jest dla lewicy klęską. Ale taką, do której doszło przy zielonym stoliku komisji wyborczej. Nadal jest ponad milion Polaków, którzy głosowali na listę Zjednoczonej Lewicy. Jest jeszcze wielu lewicowych prezydentów miast, burmistrzów, starostów i radnych wszystkich szczebli. Nie sądzę, aby ci wszyscy ludzie nagle się gdzieś rozbiegli. Pytanie czy SLD, czy Zjednoczona Lewica potrafi wytrwać w roli ugrupowania pozaparlamentarnego jest otwarte, ale twierdzenie, że to już koniec jest przedwczesne. Oczywiście funkcjonowanie w takich warunkach będzie bardzo trudne, zwłaszcza, że w roli koncesjonowanej salonowej lewicy występować będzie w mediach niegroźny trzyprocentowy Miś, czyli partia Razem. Poza tym nie znamy też odpowiedzi na inne ważne pytanie – czy Jarosław Kaczyński da Polakom szansę zagłosować inaczej niż 25 października 2015 r.? W sumie więcej pytań niż odpowiedzi.