Wiele hałasu o nic, czyli moje zdanie o RAŚ-u

Przez polskie media przetoczyła się burza dotycząca Ruchu Autonomii Śląska. Burzę wywołało wejście RAŚ-u do koalicji rządzącej w samorządzie województwa śląskiego. W moim przekonaniu była to burza w szklance wody. Postaram się wyjaśnić, dlaczego tak uważam. Ale najpierw napiszę, co w RAŚ-u popieram, a co nie.

Co popieram.

Jestem zwolennikiem powiększenia kompetencji samorządów województw w kierunku, który jest nazywany błędnie “autonomią”. Błędnie, bo słowo “autonomia” sugeruje, że mają to być jakieś wyjątkowe uprawnienia dla władz wybranych regionów. Tymczasem powiększenie kompetencji oznacza zwiększenie uprawnień dla wszystkich polskich województw w sposób jednakowy. Na własny użytek nazywam ten proces “landyzacją” w nawiązaniu do struktury federalnej obowiązującej w Niemczech i Austrii. W moim przekonaniu “landyzacja” wzmocni państwo polskie, będzie sprzyjała budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Jesteśmy krajem o jednolitej, w zasadzie, strukturze narodowej. Zwiększanie uprawnień władz regionalnych w niczym, więc nie zagrozi spoistości terytorialnej, społecznej i narodowej Polski. Problem polega tylko na tym, aby wyznaczyć jednolite ramy, w których regiony będą funkcjonować.

Czy coś państwu polskiemu zaszkodzi, gdy podzielimy policję na “porządkową” podległą władzom lokalnym i “kryminalną” podległą władzom centralnym? Czy państwo polskie się zawali, jeśli odwrócimy filozofię systemu podatkowego i zaczniemy go tworzyć od poziomu lokalnego, a nie od krajowego? Oczywiście, że nie. Co prawda trzeba być realistą i w gestii rządu centralnego muszą pozostać nie tylko sprawy zagraniczne i obronność, ale także np. koordynacja bezpieczeństwa wewnętrznego, wymiar sprawiedliwości czy służby podatkowe (mimo zmiany struktury kształtowania podatków). Rząd w Warszawie musi mieć również możliwość skutecznego administracyjnego egzekwowania swoich uprawnień.

W kraju demokratycznym, jakim jesteśmy, zmiany takie mogą tylko wzmocnić państwo. Tak na marginesie to takie właśnie pomysły przedstawiałem w latach 1998-2003 będąc, odpowiedzialnym za samorząd terytorialny, członkiem najpierw Centralnego Komitety Wykonawczego SdRP, a potem Krajowego Komitetu Wykonawczego SLD. Moi ówcześni partyjni przełożeni takie moje pomysły traktowali jak nieszkodliwe dziwactwo.

Co nie popieram.

Nie akceptuję natomiast ubierania koncepcji politycznych RAŚ-u w niedorzeczny kostium narodowościowy. Państwo polskie potrzebuje rozszerzenia kompetencji regionalnych, aby lepiej funkcjonować, a nie po to, aby zaspakajać czyjeś, nieco urojone, problemy narodowościowe. Z jednej strony zgadzam się, że w demokratycznym państwie o przynależności narodowej decyduje świadomość obywatela, a nie administracyjne zarządzenia. Mówiąc, w pewnym uproszczeniu, jeśli ktoś uważa się za obywatela polskiego o śląskiej narodowości to ma do tego pełne prawo. Z drugiej strony jednak używanie argumentu narodowościowego w walce politycznej uważam, w polskiej rzeczywistości, za niedopuszczalne. Przy okazji: nie wolno też kalać pamięci polskich Górnoślązaków, którzy oddali swoje życie w powstaniach śląskich za to, aby Górny Śląsk wrócił do macierzy, nieodpowiedzialnymi wypowiedziami, iż ich postawa była nagannym naruszeniem obowiązującego wtedy porządku prawnego. Gdyby nie ich ofiara bardzo prawdopodobne, że dziś także narodowość śląska by nie istniała.

Razi mnie również mitologizowanie autonomii śląskiej z okresu międzywojennego. Przywrócenie jej dzisiaj byłoby w pewnym zakresie regresem w porównaniu z obecnym stanem uprawnień administracji samorządowej i rządowej w Województwie Śląskim. Owszem przed II wojną był Skarb Śląski, była osobna policja województwa śląskiego itp. Ale warto pamiętać, że najważniejszy urzędnik województwa, mający głos decydujący o sposobie realizacji autonomii, czyli Wojewoda Śląski był powoływany przez Prezydenta RP bez pytania się o zdanie Sejmu Śląskiego. Przez cały okres istnienia autonomicznego Województwa Śląskiego tylko na samym początku przez 6 miesięcy sprawował tę funkcję, miejscowy, śląski urzędnik – Józef Rymer. Potem już, przez 16 lat, byli to ludzie spoza Górnego Śląska. Dziś jest inaczej, przypomnę: Zarząd Województwa jest wybierany przez Sejmik Województwa, a Wojewoda Śląski jest, co prawda mianowany przez Premiera, ale nigdy w III RP nie zdarzyło się, aby była to osoba spoza województwa. Trzeba także przypomnieć, że i realizacja samorządności lokalnej w autonomicznym Województwie Śląskim mocno zgrzytała. Ostatnie przedwojenne wybory samorządowe do władz gmin na Górnym Śląsku odbyły się w niektórym przypadkach w 1928 r., a w niektórych w 1932 r. Potem już ich nie przeprowadzano i do wybuchu II wojny skład władz lokalnych był kształtowany autorytarne przez wojewodę Michała Grażyńskiego. Oczywiście przyczyny takiego stanu rzeczy to odrębna sprawa, ale to jednak fakt, który nieco odbrązawia wizję idealnej “autonomii”.

Za kompletny anachronizm uważam też promowanie utworzenia regionu górnośląskiego, od którego oderwane zostaną Zagłębie Dąbrowskie i Ziemia Częstochowska. To pomysł podszyty szowinizmem i całkowicie nieliczący się ze społecznymi i gospodarczymi zmianami, jakie zaszły w ciągu ostatnich 65 lat. Rozrywanie organizmu, który powstał pomiędzy Gliwicami a Dąbrową Górniczą oraz między Bielskiem a Częstochową i ponowne rozniecanie waśni lokalnych to kompletny idiotyzm.

Dlaczego wiele hałasu o nic?

Na koniec: dlaczego uważam, że awantura o RAŚ to wiele hałasu o nic. W demokratycznym systemie sprawowania władzy, nie ma lepszego sposobu na asymilację politycznych radykałów jak dopuszczenie ich do władzy wykonawczej w roli mniejszościowego partnera. Czy to się Jerzemu Gorzelikowi i jego kolegom podoba czy nie, to od momentu, gdy objęli ważne wojewódzkie funkcje będą musieli przyjąć na siebie także kawałek odpowiedzialności za sprawowaną władzę. W swoich kalkulacjach ideologicznych będą musieli uwzględniać też czysty pragmatyzm. Będą też już inaczej oceniani niż dotychczas. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do Związku Kaszubsko-Pomorskiego RAŚ nie dysponuje rzeczywistą bazą społeczną. Hałaśliwy marketing polityczny i przychylność niektórych mediów takiej bazy nie zastąpią. A baza wyborcza to nie to samo.

Cóż, po owocach ich poznacie.

Comments are closed.