Wystąpienie prezydenckie
Wysłuchałem obu przemówień Donalda Tuska, warszawskiego i poznańskiego. Ich sens jest dla mnie jasny – były to przemówienia prezydenckie. Można Tuska lubić albo nie lubić, można go cenić albo nienawidzić, ale sens jego wystąpień nie ulega wątpliwości.
Wysłuchałem także przemówienia Leszka Jażdżewskiego, które wzburzyło wielce uczucia religijne propagandzistów Prawa i Sprawiedliwości. Jażdżewski wyraźnie przeszedł ostatnio ewolucję, z prawicowego liberała stał się prawie lewicowym radykałem. Mało mnie interesują powody tej zmiany. Ale jeśli stwierdzenie prostego faktu, że bierność wobec afer pedofilskich i pazerność finansowa odebrało biskupom polskiego kościoła prawo do pouczania innych jest obrazą uczuć religijnych to niechybnie komuś pomyliła się wódka z zakąską.
Wracając jednak do przemówień Donalda Tuska to najbardziej zdziwiła mnie nie ich treść a reakcja niektórych komentatorów z obozu antypisowskiego. Zaczęli doszukiwać się drugiego dna w przemówieniach Tuska, które według nich mają być dowodem na konflikt z Grzegorzem Schetyną. W tej interpretacji europejska i prezydencka powściągliwość Tuska ma być sygnałem do tworzenia nowego ruchu politycznego w kontrze do Koalicji Europejskiej, której porażka ma być marzeniem prezydenta Unii Europejskiej. Cóż, Tusk i Schetyna nie są pewnie najwybitniejszymi politykami III RP, ale twierdzenia opierające się na przekonaniu, iż są głupcami to dowód braku zdrowego rozsądku. Tymczasem Grzegorz Schetyna dał dowód zdrowego rozsądku tworząc Koalicję Europejską i zawierając w tym celu niezbędny kompromis. Donald Tusk natomiast wie doskonale, iż jeśli chce zostać w przyszłym roku Prezydentem RP to w tym roku PiS musi zostać w wyniku dwóch kolejnych aktów wyborczych odsunięty od władzy. Dalsze rządy PiS-u oznaczają, iż w wersji ulgowej Tusk będzie musiał szukać azylu politycznego za granicami Polski a wersji hardcorowej pójdzie siedzieć. Jak do tego doprowadzić Kaczyński może się dowiedzieć od Erdogana i Maduro.
W Polsce trwa spór o przyszłość. O to czy nasz kraj będzie demokratyczny czy pisowski. Donald Tusk to wie, wie to Grzegorz Schetyna, to wiedzą Włodzimierz Czarzasty i Władysław Kosiniak-Kamysz. To wie także Jarosław Kaczyński. Komentatorzy tęskniący za eskalacją konfliktu Tusk-Schetyna zdają się tego nie dostrzegać.
Tuska i Schetynę pewnie wiele dzieli. Ich dwóch pewnie dużo dzieli z Kosiniakiem-Kamyszem a na pewno jeszcze więcej z Włodzimierzem Czarzastym. Ale łączy ich jedno – wiedzą, że w roku 1989 otworzyło się okno w historii, które umiejętnie wykorzystaliśmy, aby nasz kraj stał się wolny i demokratycznych i nie można tego zaprzepaścić utrzymując przy władzy Jarosława Kaczyńskiego i jego podkomendnych.
Nie będę ukrywał – Donald Tusk nie jest bohaterem mojej bajki i wiele mu będę pamiętał. Jest mi przykro, iż mówiąc o konstytucji potrafi sobie przypomnieć Tadeusza Mazowieckiego, ale nadal nie potrafi wydusić z siebie nazwiska Aleksandra Kwaśniewskiego. Gdy mówi o Unii Europejskiej pamięta o Jerzym Buzku, ale już zaciera mu się Leszek Miller. Jeśli jednak będę wybierał pomiędzy Andrzejem Dudą a Donaldem Tuskiem oddam głos na Tuska. Tak będzie lepiej dla Polski.