Z mchu i paproci

Z mchu i paproci zbudowana była chatka Żwirka i Muchomorka, dwóch skrzatów z telewizyjnej dobranocki, którą nadawano w Polsce Ludowej. Kryzys na granicy polsko-białoruskiej zdaje się wskazywać, że po sześciu latach rządów prezesa Jarosława Kaczyńskiego z mchu i paproci jest też zbudowane polskie państwo. To nie będzie tekst o trudnej pracy strażników granicznych, policjantów i żołnierzy. To nie będzie tekst o tragedii migrantów mamionych mirażem szczęśliwości przez reżim Łukaszenki. To także nie będzie tekst o dalekosiężnych celach polityki rosyjskiej. To będzie tekst o zgubnym wpływie politycznego PR-u na funkcjonowanie polskiego państwa.

Kryzys na granicy białoruskiej zaczął się od odcinków z Litwą i Łotwą. Na polskiej części panowała cisza przed burzą. Dzisiaj, co prawda ministrowie Błaszczak i Kamiński zapewniają, że już wtedy mieli wiedzę o planach reżimu Łukaszenki, ale śmiem w to wątpić. Przeczy temu początkowe zaskoczenie polskiej Straży Granicznej wydarzeniami na granicy polsko-białoruskiej. Pewne jest natomiast, że w centrali partyjnej przy ul. Nowogrodzkiej zrodził się pomysł PR-owskiego wykorzystania granicznego kryzysu.

W roku 2015 straszenie uchodźcami i migrantami przyniosło Prawu i Sprawiedliwości sukces wyborczy. Tyle, że wtedy do Polski nie dotarł ani jeden migrant czy uchodźca. Teraz są. Okazało się, że co innego straszyć hipotetycznym zagrożeniem, a co innego, gdy na polskiej granicy pojawiają się żywi ludzie, np. Jazydzi uchodzący przed prześladowaniami religijnymi z Syrii i Iraku. W zarządzanym przez PiS państwie z mchu i paproci pomysły PR-owców skutecznie usypiały ludzi odpowiedzialnych za ochronę granicy państwowej. Trafiło na Straż Graniczną, która może służyć za kliniczny przypadek PiS-owskiego kolesiostwa i zawłaszczania. Poprzednik obecnego komendanta tej formacji zasłynął awansowaniem w ciągu trzech lat z kapitana do generała brygady, po czym został przesunięty na szefa wywiadu wojskowego. Obecny komendant, co prawda awansował w normalnym trybie, ale przez prawie całą swoją służbę zajmował się ochroną dokumentów niejawnych, a nie praktyczną kontrolą granic. Jak wieść gminna niesie nominację zawdzięcza znajomości z byłym marszałkiem sejmu Markiem Kuchcińskim. Eskalacja działań reżimu Łukaszenki na polskiej granicy zastała, więc Straż Graniczną z …. opuszczonymi gaciami. Dodatkowo mam przekonanie graniczące z pewnością, że rząd polski liczył naiwnie, iż atak reżimu z Mińska nas ominie. Ostatecznie aż do sfałszowanych wyborów prezydenckich Aleksander Łukaszenka był w niektórych kręgach rządowych uważany za „ciepłego człowieka” i nawet trochę go podziwiano. Przy okazji np. import cementu z Białorusi ostatnio znacząco wzrósł. Czyli do partyjnego PR-u i rządowej niekompetencji możemy dorzucić wspomnianą wyżej naiwność.

W zaistniałej sytuacji PR-owcy z ulicy Nowogrodzkiej zmienili taktykę. Wprowadzili stan wyjątkowy na granicy polsko-białoruskiej, którego celem, w gruncie rzeczy jedynym, jest niedopuszczenie tam dziennikarzy. Wiadomo, mądrość ludowa powiada: Co z oczu to z serca. Okazało się jednak, że Aleksander Łukaszenka stanem wyjątkowym dla polskich dziennikarzy się nie przejął. Trzeba było, zatem nieco zmodyfikować przekaz i podkreślić, iż rząd PiS-u też martwi się ludzką tragedią na granicy. To posunięcie PR-owców z Nowogrodzkiej spowodowało, że reżim z Mińska zastąpił niewielkie, rozproszone grupy migrantów wielotysięcznymi kolumnami. Na ulicy Nowogrodzkiej zauważono zmianę i konferencje prasowe ministrów Błaszczaka i Kamińskiego na temat tłumu przestępców seksualnych, którzy koniecznie chcą naruszyć nasze granice zastąpiły apele do opozycji, aby się opamiętała i zjednoczyła w ceku popierania rządu PiS. Pojawiły się nawet sugestie, aby marsz neofaszystów spod znaku Roberta Bąkiewicza uznać za element takiego zjednoczenia, oczywiście po usunięciu wszystkich koszy na śmiecie z jego trasy.

W międzyczasie, trochę w tle, bo PR-owców z Nowogrodzkiej to zbyt mocno nie interesuje, widać, iż skuteczność polskich służb w ochronie granic jest średniej jakości. Świetnie udaje się łapanie matek z dziećmi i wieloosobowych rodzin, ale jeśli chodzi o młodych mężczyzn to dyskretnie przejeżdżają oni nasz kraj i meldują się w dużej ilości po niemieckiej stronie granicy, o czym świadczą statystki tamtejszych służb. Aby powstrzymać nielegalne przekraczanie granicy nie wystarczy ściągnąć tam różnie umundurowanych funkcjonariuszy i żołnierzy. Potrzebny jest sprzęt, procedury, sprawne służby wywiadowcze i kompetentne dowództwo obeznane z graniczną służbą. Potrzebny jest europejski Frontex. Gdzieś w tym PR-owskim zamieszaniu gubi się interes Polski i jej obywateli, jest tylko państwo z mchu i paproci.

Polityczną bronią Polski w konflikcie na granicy jest jego umiędzynarodowienie. Na szczęście kilku dni temu nawet PR-owcy z Nowogrodzkiej to zauważyli. Pewnie zaskoczyło ich, że Bruksela i Waszyngton okazały się mądrzejsze od naszego rządu. Nasi sojusznicy z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, natychmiast podjęli działania pomocowe. Mimo tego, że przez ostatnie tygodnie politycy PiS opowiadali, iż tacy sojusznicy nie są nam do niczego potrzebni.

Na koniec jeszcze jednak kwestia – czy granie sprawą kryzysu migracyjnego przyniosło specjalistom od PR-u z Nowogrodzkiej sukces? Otóż, umiarkowany, ale tak. Udało się powstrzymać spadek poparcia dla PiS-u. Do notowań sprzed niesławnej pamięci decyzji Trybunału mgr Przyłębskiej na temat terminacji ciąży już jednak nie wróciły. Zaś ostatnie sondaże wskazują, iż najprawdopodobniej powstrzymanie było chwilowe. Tak czy siak mleko się wylało, aby osiągnąć doraźny polityczny sukces pokazano całemu światu, że polskie państwo zbudowane jest z mchu i paproci.

Comments are closed.