Zegar tyka w BPK
Pięć lat rządów Piotr Koja w Bytomiu wystarczyło, aby Bytomskie Przedsiębiorstwo Komunalne zarządzające bytomskimi wodociągami zaczęło mieć kłopoty. BPK jest jedynym dostarczycielem wody w Bytomiu, a więc jak mówią fachowcy to „naturalny monopolista”. Co tutaj można zepsuć? A jednak. Przez lata BPK było dość dobrze działającym mechanizmem, ale i to się w Bytomiu zmieniło, zgodnie z hasłem Piotra Koja: „Zmieniam Bytom”.
Bytomskie wiewiórki doniosły mi, iż po raz pierwszy w historii BPK, może się zdarzyć, iż ta publiczna spółka skończy rok deficytem finansowym, czyli mówiąc prosto stratą, którą trzeba będzie pokryć w sposób, na którego końcu sięgnie się w taki czy inny sposób do pieniędzy podatników. Miejska spółka, realizująca zadania niezbędne dla funkcjonowania miasta, niemusząca się martwić o konkurencję, wskutek marnego zarządzania może stanąć w obliczu upadłości. Ale jak może być inaczej, jeśli źle się gospodarzy groszem publicznym i zamiast do BPK kieruje się go na nietrafione inwestycje? Jak może być inaczej, jeśli w trakcie rządów Piotra Koja zmieniło się w BPK trzech prezesów, a wiceprezesi zmieniali się jak w kalejdoskopie? Jak może być inaczej, jeśli w tak trudnej sytuacji współpraca w aktualnym zarządzie BPK przebiega zgodnie z zasadami, które w amerykańskim sitcomie byłyby zabawne, a miejskiej spółce są żałosne i szkodliwe?
Bytomskie Przedsiębiorstwo Komunalne to własność bytomskiego samorządu, czyli wszystkich mieszkańców Bytomia. Decyzją wyborców dziś za sytuację w BPK odpowiadają: prezydent Piotr Koj i jego zastępca, któremu powierzono nadzór na przedsiębiorstwem Mariusz Wołosz. To oni uzgodnili między sobą skład zarządu BPK. Muszą teraz naprawić to, co wspólnie zepsuli. Mam nadzieję, że nie zrobią tego w sposób zgodny z żartem powtarzanym przez pewnego mojego kolegę: daj małpie zegarek, bananem będzie nakręcała. Bo w to, że będą potrafili uczciwie wytłumaczyć, dlaczego do takiej sytuacji doszło, już nie wierzę. A zegar tyka nieubłaganie.