Ziętek, Orwell i Wałęsa
Z przyczyn zawodowych często czytam projekty ustaw. Czasami są to pomysły dobre, czasami złe, a czasami takie sobie. Ale kilka tygodni temu po lekturze miałem uczucie kompletnego absurdu. Uczucie to wywołał u mnie senacki projekt ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. Ustawy w skrócie i myląco nazwanej przez prasę ustawą dekomunizacyjną. Myląco, bo nie jest to ustawa dekomunizacyjna a próba urzędowego poprawiania historii. Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, o co chodzi to Senat RP postanowił zastąpić gminnych i miejskich radnych wszędzie tam gdzie ulice, place i inne obiekty mają „komunistycznych patronów”, ponieważ jest „to demoralizujące dla społeczeństwa”. Te dwa cytaty ujęte w cudzysłów pochodzą z uzasadnienia projektu ustawy i świadczą jak złe mniemanie mają senatorzy o polskim społeczeństwie.
Aby nie było nieporozumień zaznaczę, że nie jestem zwolennikiem jakiejkolwiek ideologii totalitarnej czy to bolszewicko-komunistycznej czy też nacjonalistyczno-faszystowskiej. I chociaż zgadzam się, że ulica nazwana imieniem np. „Bolesława Bieruta” nie powinna funkcjonować w polskiej rzeczywistości to jest to obecnie zjawisko marginalnie a poprawianie tego nic nieznaczącego marginesu powinno się zostawić lokalnym społecznościom. Regulowanie tego specustawą naruszającą kompetencje samorządów to jednak przesada. Zwłaszcza, że miażdżąca większość tego rodzaju przypadków zmieniona została już na początku lat dziewięćdziesiątych i to wolą rad miejskich i gminnych. Co prawda nie uniknięto przy tym sytuacji absurdalnych, ale sprawa została w praktyce załatwiona.
Uczucie kompletnego absurdu pojawiło się u mnie, gdy zapoznałem się z proponowanym przez senatorów systemem wprowadzania zmian. Jeśli gminni lub miejscy radni nie będą chcieli dokonać zmian zgodnych z wolą aktualnie rządzącej w Polsce większości załatwi to za nich wojewoda zarządzeniem zastępczym wydanym w oparciu o obligatoryjną opinię Instytutu Pamięci Narodowej. W drodze decyzji administracyjnej będzie ustalana jedynie słuszna wersja naszej historii najnowszej. Kompletny absurd nie będzie dotyczył przysłowiowego „Bolesława Bieruta”, ale na przykład bardzo szanowanego na Górnym Śląsku PRL-owskiego generała i wojewody Jerzego Ziętka, którego pomnik ze sławną „kryką” w dłoni stoi obok Pomnika Powstańców Śląskich w Katowicach. Pomnik Ziętka nie został postawiony w czasach PRL-u a w wolnej i demokratycznej Polsce.
Jeśli więc (co jest bardzo prawdopodobne) policja historyczna z IPN-u zakwalifikuje Jerzego Ziętka, jako bohatera, który wpływa demoralizująco na społeczeństwo, od wydanej przez wojewodę decyzji w tej sprawie będzie można (jak od każdej decyzji administracyjnej) odwołać się do sądu administracyjnego. Załóżmy przez chwilę, iż znajdą się odważni radni (np. w moim rodzinnym Bytomiu gdzie jest dzielnica nosząca miano „Generała Jerzego Ziętka”), którzy skorzystają z prawa do odwołania. I oto w postępowaniu przed sądem administracyjnym będzie rozstrzygane czy cenzurka historyczna wystawiona przez IPN Jerzemu Ziętkowi jest właściwa czy też nie. Strony przed sądem będą udowadniać czyja interpretacja historii jest bardziej słuszna. Nie fakty tylko interpretacja. Absurd godny sławnej powieści pt. „Rok 1984” autorstwa George Orwell ‘a.
Jeśli trzymać się proponowanej przez Senat RP orwellowskiej i absurdalnej ustawy nie zdziwiłbym się gdyby wojewoda pomorski zmienił patrona gdańskiego lotniska, którym jest Lech Wałęsa. Odpowiednio zmotywowany IPN bez problemu wyda opinię, iż Lech Wałęsa (znany w niektórych kręgach, jako TW „Bolek”) niewątpliwie wpływa „demoralizująco na społeczeństwo”.