Dobry gospodarz?

Kilka dni temu w Rzeszowie zakończyła się „Era Ferenca”. Po ponad 18 latach sprawowania urzędu prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc podał się do dymisji. Niezależnie od oceny rządów Ferenca ich długość, efekty a także styl zarządzania w pełni uzasadniają użycie terminu „Era”. Muszę to przyznać, chociaż doceniając osiągnięcia prezydenta Rzeszowa, nigdy nie byłem wielbicielem jego stylu. To, co się stało po spowodowanej chorobą rezygnacji pokazuje, iż moje wątpliwości były w pełni uzasadnione.

Jak zapewne wszyscy już wiedzą prezydent Ferenc, były członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, od lat opierający się na koalicji Platformy Obywatelskiej ze związanym z lewicą stowarzyszeniem Rozwój Rzeszowa, wskazał, jako swojego następcę wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła z partii Zbigniewa Ziobry. Wielu ludziom, a już szczególnie mieszkańcom Rzeszowa szczęki opadły.

Nie ulega wątpliwości, iż Tadeusz Ferenc zdał egzamin z bycia dobrym gospodarzem, ale ostatnią decyzją, wskazaniem następcy, oblał egzamin w kategorii samorządowiec. Ostro? Inaczej nie da się tego ocenić.

Czytelnik oczywiście zada pytanie – czy prezydent miasta może być dobrym gospodarzem i jednocześnie nie być dobrym samorządowcem? Otóż może. W czasach PRL-u było wielu lokalnych włodarzy, których mieszkańcy zapamiętali, jako dobrych gospodarzy, ale niewątpliwie nie byli samorządowcami. Takie były czasy. Dzisiaj głosując w wyborach prezydenta miasta czy burmistrza nie wybieramy ani plenipotenta rządu w terenie ani wodza naczelnego gminy. Wybieramy przywódcę, który musi umiejętnie koordynować zbiorowy wysiłek. Co prawda w finale to ów przywódca ponosi jednoosobową odpowiedzialność, ale zanim do tego dojdzie jest wielkim moderatorem, który musi umiejętnie łączyć sprzeczne interesy i pomysły. Tak kieruje miastem prawdziwy samorządowiec, bo wie, że na jego osobisty sukces pracuje ekipa, z którą powinno łączyć go wzajemne zaufanie.

Tadeusz Ferenc zawiódł zaufanie ekipy, która pod jego kierownictwem świetnie dawała sobie radę przez ponad 18 lat. Nie zachował się jak samorządowiec, ale jak właściciel ziemski, który swój majątek wraz z duszami pańszczyźnianymi przekazał ministrowi Warchołowi. Być może z punktu widzenia Tadeusza Ferenca przekazanie ukochanego Rzeszowa w ręce osoby, która może liczyć na wysoką protekcję władzy rządowej, jest racjonalne. Jeśli ktoś uważnie przyglądał się codziennej pracy prezydenta Ferenca to wie, że korzystanie ze wsparcia kolejnych ekip rządowych w zamian za częste wolty polityczne, doprowadził do perfekcji. Mieszkańcy Rzeszowa dotychczas to akceptowali, ale czy ostatni akt rządów Ferenca im odpowiada? Czy tak wyobrażają sobie miejską samorządność? Czy chcą oddać swoje miasto radykalnemu warszawskiemu czynownikowi politycznemu w zamian za okruchy z rządowego stołu? Wątpię. Samorządność jak sama nazwa wskazuje oznacza stan, gdy lokalne wspólnoty same się rządzą. Aczkolwiek prezes Kaczyński i minister Ziobro pewnie są innego zdania.

Tadeusz Ferenc swoją ostatnią konferencją prasową, na której poparł ministra Warchoła podstawił nogę swoim wieloletnim współpracownikom. Teraz to nie rzeszowscy samorządowcy mają najwięcej do powiedzenia w sprawie nowego prezydenta miasta. O tym, kto będzie pierwszym miejskim urzędnikiem najwięcej rozprawiają centrale partyjne w Warszawie.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie może żądać od schorowanego prezydenta Ferenca dalszej pracy w ratuszu. Ale mógł on przed ogłoszeniem rezygnacji wziąć dłuższe zwolnienie lekarskie w trakcie którego jego drużyna przygotowałaby się do zmiany, w interesie miasta i jego mieszkańców. Zamiast tego będzie w Rzeszowie poligon dla warszawskich polityków. Ale do tego trzeba być samorządowcem z ducha i z serca, a nie tylko dobrym gospodarzem.

Comments are closed.