Barszczyk za 100 mln

Stało się – w poniedziałek 16 grudnia bytomska Rada Miejska postawiła pierwszy krok na drodze do prywatyzacji bytomskich wodociągów. Tak jak w starym dowcipie o przemówieniu Władysława Gomułki: „Staliśmy towarzysze nad przepaścią, ale postawiliśmy już znaczący krok naprzód”. Co z tym wspólnego ma barszczyk? O tym na końcu.

Zacznę od wyjaśnienia, dlaczego w tym kontekście używam terminu: „prywatyzacja wodociągów”. W polityce rzeczy należy nazywać po imieniu, w prosty i powszechnie zrozumiały sposób. Nie ma sensu dzielić zapałki na czworo i rozważać różnice między dzierżawą, sprzedażą a koncesją. Oddanie na 15 lat, w prywatne ręce, za jednorazową opłatą, bytomskich wodociągów to po prostu prywatyzacji. To, że za 15 lat być może wrócą one pod miejski zarząd nie ma dziś żadnego znaczenia. Trzeba mówić, wprost co się dzieje.

Szkoda już miejsca na pisanie, dlaczego to pomysł pochopny i szkodliwy dla miasta. Strony sporu wymieniły już argumenty, aczkolwiek ze strony prezydenta Damiana Bartyli oraz radnych Bytomskiej Inicjatywy Społecznej oraz Stowarzyszenia Wspólny Bytom żadne poważne wyjaśnienia, dlaczego tak należy uczynić, nie padły. Najpierw mówiono o potrzebie zebrania funduszy na wkład miejski do projektów europejskich. Gdy okazało się, że to fałsz usłyszałem, iż nie ma innego sposobu pokrycia deficytu budżetowego. Ale przecież jest sposób prosty i w bytomskiej sytuacji konieczny – oszczędności. Czy wiecie jak przygotowywany jest projekt budżetu miasta? W dużym uproszczeniu wygląda to tak: najpierw główny księgowy znaczy skarbnik miasta zbiera zapotrzebowania finansowe na przyszły rok oraz pisze prognozę dochodów. Potem idzie z tym pasztetem do faceta od strategicznego myślenia znaczy prezydenta miasta, a ten musi dopasować planowane wydatki do planowanych dochodów, pamiętając o swoim programie wyborczym i strategii rozwoju miasta. Mówiąc wprost musi część planowanych wydatków dopasować do realnego poziomu. Prezydent Bartyla tej przykrej operacji uniknął dopisując sobie dochód wysokości 100 mln zł. W końcu w przyszłym roku mamy wybory, a i wreszcie znalazł się pretekst do tego, o czym ględzą niektóre bytomskie tygrysy już od lat, do sprywatyzowania wodociągów. Czy można było inaczej? Wystarczy tylko trochę odpowiedzialności.

W tekście pt. „Jedna wielka granda” napisałem, iż uważam bytomską prywatyzację wodociągów za realizowaną z naruszeniem prawa. Pewien były rosyjski łagiernik Michaił Chodorkowski powiedział kiedyś, że trzeba czytać dokumenty, których inni nie czytają. Tak jest i w tej sprawie. Ustawa o gospodarce komunalnej mówi wyraźnie w art. 4 pkt 1 iż to organ stanowiący gminy (czyli Rada Miejska) może, jako jedyny zdecydować o wyborze sposobu prowadzenia i formie gospodarki komunalnej. Nie regulują tego wymieniane w tym kontekście dwie inne ustawy, o koncesji na roboty budowalne lub usługi oraz o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzeniu ścieków. Mamy, zatem ewidentną zmianę sposobu prowadzenia gospodarki komunalnej w zakresie wody i ścieków, a uchwały Rady Miejskiej brak. Za to mamy wpisany już do budżetu na rok 2014 dochód z prywatyzacji wodociągów. Czy jest to jeszcze tylko cwaniacki chwyt czy już przestępstwo, nad tym pewnie przez najbliższy rok zastanawiać się będą różne do tego powołane organy.

Dodatkowo sposób realizacji prywatyzacji jest skrajnie nieodpowiedzialny także z punktu widzenia prezydenta Bartyli. Załóżmy przez moment, że przeciwnicy prywatyzacji dali się przekonać, a bytomianie manifestują pod ratuszem swoje zadowolenie z tej decyzji. Zapis w części opisowej budżetu miasta na rok 2014 mówi o udzieleniu koncesji na świadczenie usług wodociągowych w oparciu o ustawę o koncesji na roboty budowalne lub usługi. Najpierw trzeba zwrócić się o opinie do instytucji europejskich i rządu polskiego. Nawet prawnik działający w imieniu władz Bytomia wypowiadał się w tej kwestii na sesji Rady w dniu 16 grudnia w sposób bardzo ostrożny. Czas płynie, ale załóżmy, że mamy już zielone światło. Zaczynamy realizować procedurę opisaną w ustawie. Etap pierwszy: oszacowanie wartości koncesji ze szczególną starannością. Najlepiej przez podmiot zewnętrzny wyłoniony oczywiście w przetargu. Etap drugi: przetarg, w praktyce trzystopniowy. Z przetargami w Polsce różnie bywa i na każdy stopniu mogą pojawić się nieprzewidziane problemy. W Będzinie zajęło to prawie dwa lata. Czy na pierwszym piętrze naszego ratusza, w prezydenckich gabinetach, biorą pod uwagę fakt, iż roku 2014 może zabraknąć? Co wtedy? Przecież założone w budżecie wydatki będą realizowane. Czy Bytom weźmie wtedy kredyt wysokości 100 mln zł pod zastaw domniemanych dochodów, a może w drugiej połowie roku wydatki miejskie zostaną zamrożone? Pogratulować optymistycznej wizji przyszłości.

Na miejscu wszystkich, którzy nie zgadzają się na prywatyzację i dla których słowa o dobru miasta to nie tylko slogan przydatny w trakcie kampanii wyborczej zadbałbym o to, aby sprawa nie przycichła. Aby o toczącej się procedurze nie zapomnieli mieszkańcy Bytomia. Aby prezydent Bartyla czuł, że ktoś cały czas patrzy mu na ręce. Aby radni BIS i WB pamiętali, iż w tym całym zamieszaniu robią za jeleni. To jest szansa na uratowanie miejskich wodociągów przed radosną twórczością władz miasta.

Tak na marginesie to ciekawe, iż przeciw prywatyzacji głosowali w bytomskiej Radzie wyłącznie radni reprezentujący partie polityczne. Za byli natomiast radni z ugrupowań „społecznych”, którzy zawsze podkreślają, iż kierują się wyłącznie dobrem mieszkańców w przeciwieństwie do radnych realizujących „niedobre” partyjne interesy. Jak widać, słychać i czuć tym razem kierowali się interesem bardzo wąskiej, znanej z nazwisk, grupy obywateli Bytomia. Jako członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jestem pełen uznania dla „jedynaka” lewicy w Radzie radnego Piotra Buli. Zwłaszcza, że wiem jak trudno być takim osamotnionym politycznie radnym.

A na koniec, o co chodzi z tym barszczykiem. W „Życiu Bytomskim” zauważyłem ogłoszenie o „Bytomskiej wigilii ze świątecznym barszczykiem”. Prezydent Bartyla będzie na ulicy Dworcowej rozdawał darmowy barszczyk. Od razu przypominał mi się bytomski menadżer pracujący aktualnie dla ratusza, który parę lat temu tłumaczył mnie naiwnemu, że wygrywanie wyborów jest proste jak konstrukcja cepa, wystarczy, co pewien czas rozdać coś za darmo mieszkańcom. Na przykład barszczyk na wigilię. Ciemny lud to kupi. Wyobrażacie sobie ile barszczyku za 100 mln zł można jeszcze rozdać w 2014 r.?

One Response to “Barszczyk za 100 mln”

  1. Nie zapominajmy też, że w wyżej zarysowany scenariusz na 2014 może się wmieszać jeszcze jeden aktor, a mianowicie pewien sędzia z Dolnego Ślaska, który, zapewne gdzieś tak na wiosnę, raczej skaże niż uniewinni pana Bartylę (należy oczekiwać czegoś w rodzaju kilku miesięcy więzienia w zawieszeniu) za przestępstwo pospolite o nazwie korupcja w organizacji zawodów sportowych, wskutek czego obecny szef bytomskiego Ratusza nie będzie w żaden sposób miał prawa realizować jakichkolwiek działań prywatyzacyjnych w jakimkolwiek samorzadzie. Ciekawe, czy głosujace dziś za prywatyzacja frakcje w Radzie, a szczególnie stworzona ad hoc grupa „oburzonych na Koja” referendystów o nazwie BIS będzie w stanie przekonać wyborców, że ich właśnie-skazany-za-korupcję lider (ex-lider?) kierował się altruistycznie dobrem miasta dokonujac z prywatna firma operacji na 100 mln zł?