Słuchajcie czasami Kwaśniewskiego!

Minister Szumowski wydał z siebie rekomendację dotyczącą wyborów prezydenckich. Sensacji nie było. Wybory „zwyczajne” najwcześniej za dwa lata, wybory „pocztowe” w zasadzie natychmiast. Jeśli ktoś się łudził, że Szumowski powie coś innego to srodze się zawiódł. Przykład prof. Szumowskiego wskazuje, że nie zawsze dobry i fachowy lekarz jest porządnym człowiekiem.

Chociaż minister zdrowia powiedział, co miał powiedzieć, ale w sumie nic z tego, oprócz pewnej deklaracji politycznej, nie wynika. Nadal nie wiemy czy wybory prezydenckie odbędą się w trakcie epidemii i faktycznego stanu wyjątkowego? Jeśli prezes Kaczyński chce wyborów w maju, a większość Polaków nie, to czyje będzie na wierzchu? Wiemy tylko czyj głos, zdaniem ministra Szumowskiego, jest ważniejszy. Dodatkowo po ostatnich zmianach w kodeksie wyborczym mamy pełen chaos prawny w sprawie wyborów prezydenckich. Aby zbytnio nie przedłużać tych dywagacji stwierdzę, że wybory prezydenckie w trybie „normalnym” w maju się nie odbędą, ale co do wyborów „pocztowych” to już nie byłbym tego taki pewien.

Załóżmy, iż wola prezesa Kaczyńskiego stanie się ciałem i wybory „pocztowe” zostaną na początku maja przyklepane. Taki wariant rozwoju wydarzeń jest zresztą póki, co najbardziej bliski rzeczywistości. A co najważniejsze stanowi doskonałą podstawę do podjęcia rozważań jak w takiej sytuacji powinna zachować się opozycja.

Najprostsze rozwiązanie, czyli wycofanie się wszystkich opozycyjnych kandydatów z wyborów prezydenckich, co automatycznie doprowadziłoby do ich unieważnienia nie jest już możliwe. Prawo i Sprawiedliwość zadbało, bowiem o kilku kandydatów, którzy Andrzejowi Dudzie nie zaszkodzą a chętnie wystąpią w roli „zająców”. Pozornie, zatem dla opozycji rysuje się diabelska alternatywa. Udział w wyborach prezydenckich mimo wszystko albo bojkot wyborów prezydenckich też mimo wszystko.

Bojkot? Na taką akcję jest już za późno, mimo tego, że wielu Polaków i bez wezwań ze strony opozycji z różnych przyczyn w wyborach „pocztowych” nie weźmie udziału. Małgorzata Kidawa-Błońska nie potrzebnie wychyliła się z takim pomysłem, nie konsultując tego z innymi kandydatami opozycyjnymi. Nie po raz pierwszy okazało się, że głos warszawskiego salonu jest ważniejszy od rzeczywistości. Warto jednak pamiętać, że taki pomysł miał też plusy. Powszechny bojkot wyborów pozbawiłby wybranego w ten sposób Andrzeja Dudę demokratycznej legitymacji. Tyle tylko, że dla prezesa Kaczyńskiego takie dziwo jak „demokratyczna legitymacja” nie istnieje.

Zatem, opozycja bierze udział w wyborach „pocztowych”? W tym przypadku też jest wiele wątpliwości. Takie wybory będą dla opozycji niezwykle trudne. Na korzyść Andrzeja Dudy będzie przemawiało nie tylko zdyscyplinowanie jego wyborców, ale także, jeśli nie przede wszystkim, bałagan przy głosowaniu „pocztowym”. Udział w takich wyborach będzie również uwiarygodnieniem działań z gruntu nielegalnych. Z drugiej strony zarysował się wspólny front Władysława Kosiniaka-Kamysza, Roberta Biedronia i Szymona Hołowni dla takiego rozwiązania. Najwyraźniej zwietrzyli okazję do zepchnięcia Platformy Obywatelskiej z fotela lidera opozycji i to nawet za cenę ponownej prezydentury dla Andrzeja Dudy. Szczególnie aktywny jest w tej sprawie Kosiniak-Kamysz, który po cichu liczy, iż Dudzie podwinie się noga w pierwszej turze i w drugiej będzie musiał zetrzeć się właśnie z liderem ludowców. A wtedy któż to wie, co może się zdarzyć? Tyle, że prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego nie docenia prezesa Kaczyńskiego. Nie ulega wątpliwości, że w przypadku cudu, jakim byłoby zwycięstwo w majowych wyborach „pocztowych” Władysława Kosiniaka-Kamysza, takie głosowanie zostałoby unieważnione. Zresztą to akurat byłoby całkowicie zgodne z prawem.

Czyli i tak źle i tak niedobrze. Jest tylko, zatem jedno rozwiązanie na realizację, którego pozostało ok. dwóch tygodni (piszę ten tekst w niedzielę, 19 kwietnia).  To podjęcie negocjacji z Jarosławem Gowinem i tymi kilkoma posłami, którzy mu jeszcze zostali. Jest, bowiem szansa, że wbrew Jarosławowi Kaczyńskiemu uda się z Gowinem ustalić jakiś kompromis. Nie będzie on idealny, ale kompromisy mają to do siebie, że wszyscy muszą trochę się posunąć. Tyle, że Kaczyński już do tego nie będzie potrzebny. Wbrew pozorom jest to możliwe. Gowin już wie, że w Zjednoczonej Prawicy nie ma przyszłości, a negocjacje z opozycją dają mu szansę uratowania, chociaż części dotychczasowej pozycji politycznej. Jednak testem jego wiarygodności może być tylko zablokowanie odrzucenia przez Sejm weta Senatu dla wyborów „pocztowych”.

I jak tutaj nie słuchać starego lisa Aleksandra Kwaśniewskiego? Już kilkanaście dni temu zachęcał do negocjacji z Jarosławem Gowinem.

Comments are closed.