Z kim warto zgubić?

Cały świat w napięciu obserwuje telewizyjne relacje z lotniska w Kabulu. Te obrazy powodują, iż w Polsce słychać głosy podważające sens wiązania polskiego bezpieczeństwa z USA. Wszystkim, którzy, z różnych pozycji ideologicznych, zadają histeryczne pytanie – Czy nadal warto zgubić coś z USA? – radzę, aby się uspokoili. Odpowiedzią jest jedno zdanie z poniedziałkowego wystąpienia prezydenta Bidena. Powiedział, iż amerykańcy żołnierze nie będą ginąć w wojnie, w której nie chcą walczyć sami Afgańczycy. Zatem stosując język militarny – póki będziemy chcieli bronić naszej demokracji i wolności – Amerykanie stać będą obok nas. Chociaż nie można wykluczyć, że jeszcze parę lat rządów Prawa i Sprawiedliwości a w Waszyngtonie stracą dla nas serce. Bowiem realizowana obecnie w Polsce koncepcja systemowego grabienia własnego kraju bardziej pasuje do standardów obowiązujących w Moskwie czy w Pekinie.

Przeczytałem i wysłuchałem w ostatnich dniach cała masę mniejszych i większych komentarzy do afgańskich wydarzeń. Nawet nie wiedziałem, że mamy w Polsce tylu specjalistów od sytuacji wewnętrznej w Afganistanie oraz od mentalności i obyczajów jego mieszkańców. Zwróciłem uwagę na jedną kwestię, która szczególnie męczy niektórych komentatorów, nieważne czy z lewa, czy z prawa. Otóż żadne rozwiązanie im nie dogadza. Jeśli USA interweniują to źle, to imperializm i neokolonializm. Ale gdy USA nie interweniuje to też źle, słychać ubolewania nad losem ludzi, których nie broni amerykańska armia. O ile w pierwszym przypadku znawcy światowej polityki martwią się o ofiarę życia amerykańskich żołnierzy, to w tym drugim zupełnie to ich nie interesuje. Zwykle takie dywagacje prowadzą na manowce, w których chińskie działania w Hongkongu czy rosyjska interwencja na Ukrainie są uzasadnione i humanitarne. W sumie, zatem to jałowe rozważania.

Nagły zanik dotychczasowych struktur państwowych w Afganistanie skłania też społeczność komentującą do twierdzenia, że demokracja to wynalazek europejski, który nie sprawdza się w innych rejonach Świata ze względów kulturowych. To uleganie propagandowym kliszom kreowanym przez biura propagandy różnej maści dyktatorów. Odmawiamy prawa do demokracji, bo tam inna kultura? To w gruncie rzeczy rasizm. Zapominamy, że demokracja i wolność, tak ją pojmujemy w Europie i północnej Ameryce to efekt kilkuset lat walk i przemian. Jeszcze czterdzieści lat temu w niektórych kantonach Szwajcarii kobiety nie mogły głosować. Sześćdziesiąt lat temu w Wielkiej Brytanii homoseksualista trafiał do więzienia. Dzisiaj europejscy kandydaci na dyktatorów pozują na demokratów, a jeszcze nie tak dawno, mówili, że znają lepiej wolę ludu niż sam lud.

Nie można odmawiać Afgańczykom prawa do demokracji. Wszakże szkoda, że nikt im nie powiedział, iż nie wystarczy kupić licencji na Coca-Colę, aby praktykować demokrację. Jeśli przyjdzie konieczność trzeba się o nią bić a nie liczyć, że będą to ciągle robili chłopaki z Kalifornii czy Alabamy.

I wreszcie nie ulegajmy bezrefleksyjnie łatwej do łykania papce telewizyjnej. Amerykańskie helikoptery na Kabulem, podobnie zresztą jak czterdzieści lat wcześniej w Sajgonie, nie ewakuują uciekających żołnierzy a cywilny personel. USA nadal są potęgą i Talibowie to wiedzą. Nie przypadkiem nie atakują lotniska zajętego przez amerykańską armię. Wiedzą doskonale, że gdyby spróbowali to natychmiast wybiją im przednie zęby. Cały czas, zatem lepiej dla wolniej i demokratycznej Polski coś zgubić z USA niż zyskać wielkie nic z Rosją czy z Chinami. Póki oczywiście sami będziemy potrafili, bez niczyjej pomocy, zatknąć nasz sztandar obok amerykańskiego.

Comments are closed.