Muchy obsrały portret Najjaśniejszego Pana

Zupa się wylała – tak opisał fakt usunięcia piosenki Kazika Staszewskiego z Listy Przebojów Trójki – Wojciech Mann. To podsumowanie starczy za opis zdarzenia. Nie będę, więc pisał o cenzurze. Nie wspomnę też, że to zdarzenie było groteskowe i tragiczne jednocześnie. Napiszę o odpowiedzialności za czyny.

W komentarzach do ocenzurowania ostatniego notowania Listy Przebojów Trójki dał się słyszeć jeden argument, który dla mnie zabrzmiał fałszywie. Tłumacząc aferę, wielu komentatorów mówi o nadgorliwości powołanego przez Prawo i Sprawiedliwość kierownictwa Trójki. Oczyszczają w ten sposób z winy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Przecież – argumentują – to nie możliwe, aby prezes Kaczyński osobiście interweniował w takiej sprawie. Pomijając fakt, iż taki scenariusz nie jest wykluczony (każdy, kto wychował się w PRL-u wie to doskonale) to takie tłumaczenie afery jest odświeżeniem starego jak świat modelu zarządzania feudalnego – dobry cesarz i jego źli urzędnicy.

W tej narracji, gdzieś daleko na szczycie szklanej góry zasiada poczciwy prezes Jarosław, któremu co prawda zdarza się popełniać błędy, ale ogólnie jest może surowym, ale prawym leśnym dziadkiem. A na dole drabiny służbowej siedzą źli urzędnicy, którzy bez wiedzy prezesa, choć w jego imieniu czynią złe rzeczy. Zatem wyjaśnienie afery z piosenką Kazika Staszewskiego jest proste – surowy acz prawy prezes Jarosław na pewno bardzo się oburzył, gdy dowiedział się o poczynaniach swoich urzędników.

Mój ulubiony pisarz Jaroslaw Haśek w swojej opowieści o szeregowym Józefie Szwejku uwiecznił karczmarza Palivca z gospody „U Kalicha” aresztowanego za muchy, które obsrały portret cesarza Franciszka Józefa i nie była to tylko literacka fantazja. Czysty absurd? Przecież Najjaśniejszy Pan Franciszek Józef o tym nie mógł wiedzieć. Nie musiał, on „tylko” stał na czele systemu, który wykreował nieprawości, za którymi stały ludzkie tragiczne losy.

Na tym właśnie polega wina prezesa Jarosława. Zbudował system, w którym jego urzędnicy wiedzą, że za czujność połączoną z podłością można spodziewać się nagrody. Aby to odkryć nie trzeba zastanawiać się nad cenzurą, która dotknęła Kazika Staszewskiego. Wystarczy spojrzeć na zacięty wyraz twarzy Kamila Zaradkiewicza.

Najjaśniejszy prezes Jarosław nie musi nigdzie telefonować. On wie, że jego urzędnicy zareagują na każdy portret, który obsrały muchy. On może nawet wykazać swoją łaskawość zbłąkanemu artyście. A tak na marginesie, karczmarz Paliviec za obsrany portret dostał dziesięć lat więzienia.

Comments are closed.