Kupa śmiechu z demagogią

W ostatnich dniach trafiły się dwa przypadki demagogii, które przyprawiły mnie o atak śmiechu. Śmiech przez łzy, bo niestety bywa, iż demagogiczne pomysły są skutecznie realizowane. Wtedy jest kupa śmiechu, z przewagą kupy oczywiście.

Pierwszy przypadek demagogii to premier Tusk, marszałek Kopacz i inni mniej ważni działacze Platformy Obywatelskiej z uporem maniaka opowiadający o potrzebie zlikwidowania finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Z poważnym wyrazem twarzy plotą absolutne bzdury, w które pewnie sami nie wierzą. Pomysł likwidacji finansowania, jak każda demagogia trafia na podatny grunt. Skutki mogą być opłakane. Rację ma mój szef partyjny Leszek Miller, gdy mówi, że dojdzie wtedy do prywatyzacji partii politycznych. Nawet w USA istnieją pewne elementy takich rozwiązań, a jedynym krajem demokratycznym gdzie w ogóle takich przepisów nie ma są Indie.

Wisienką na torcie tej demagogii jest pomysł Ruchu Palikota, aby partie polityczne finansowane były z odpisu podatkowego dokonywanego przez chętnych Polaków. W demokratycznym kraju nie wolno pytać zwykłego obywatela o trzy sprawy – o wyznanie, orientację seksualną i o poglądy polityczne. Odpis podatkowy byłby właśnie publicznie zadanym pytaniem o poglądy polityczne, a przecież dobrym prawem obywatela w demokratycznym kraju jest zachowanie w tej sprawie milczenia.

Brak miejsca, abym wykładał argumenty przeciw pomysłowi PO, ale warto przypomnieć, że kiedyś wymyślono pensje dla polityków a potem finansowanie budżetowe partii politycznych, aby odebrać monopol sprawowania władzy bogatym elitom.

Żeby jednak nikt nie zarzucał mi, że czepiam się tylko PO, drugi przypadek demagogii uderza w aktualnie rządzącą partię. Zwolennicy referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz złożyli już u komisarza wyborczego podpisy pod wnioskiem w tej sprawie. Zanim to zrobili premier Tusk zdążył oświadczyć, iż jeśli referendum się odbędzie Warszawiacy powinni go zbojkotować. We wszystkich polskich telewizjach informacyjnych podniósł się chór dziennikarzy, którzy jednym głosem zawodzili, że ta wypowiedź Tuska to prawdziwy antydemokratyczny skandal. Ich zdaniem premier z partii mającej w nazwie: „Obywatelska” nie może zniechęcać do brania udziału w referendum. To także demagogia, chociaż może nieco mniej szkodliwa niż ta poprzednia.

Zgodnie z przepisami dotyczącymi gminnego referendum odwoławczego głosowanie jest ważne, gdy liczba głosujących przekroczy odpowiedni próg frekwencji. Kiedyś było to 30 % uprawnionych do głosowania. Dziś wystarczy 3/5 biorących udział w wyborach, w których wybrano prezydenta miasta, burmistrza lub wójta. Inicjatorzy muszą przekonać mieszkańców gminy do udziału w głosowaniu. Muszą przekonać, że referendum jest potrzebne. Jeśli argumenty inicjatorów referendum nas nie przekonują możemy olać głosowanie. Wiem coś na ten temat, bo w moim mieście – Bytomiu, dałem się przekonać i wziąłem udział w referendum odwołującym prezydenta miasta i Radę Miejską.

Jaki z tego morał? Jeżeli nie zwycięży zdrowy rozsadek, negatywne skutki demagogii pozna dopiero mądry Polak po szkodzie. Na szczęście w powodzi codziennych sensacji można mieć nadzieję, że zanim jedna demagogia coś zepsuje zaleje ją fala innego demagogicznego pomysłu. I tak od demagogii do demagogii.

2 komentarze to “Kupa śmiechu z demagogią”

  1. A jak tam Jasiu po Elblągu? Jednak to ja miałem rację! 🙂

  2. Bohdan!
    Nawet Ludwik Dorn zauważył, że wybory w Elblągu wygrała lewica, tyle, że poszła w czterech różnych komitetach. Na marginesie wynik samego SLD (chociaż na lewicy najlepszy) był gorszy niż w 2010 r. Mam więc wrażenie, że radość w mojej partii z powodu wyniku elbląskiego to radość z tego, iż sąsiadowi stodoła poszła z dymem. Racja jest więc tutaj pojęciem względnym. Polecam mój tekst na blogu, pt. „Wnioski – głupcze!!!”
    PS.
    Cieszę się, że jesteś w dobrej formie