Bytomski House of Cards

Europa żyje atakiem Jarosława Kaczyńskiego na Donalda Tuska a tymczasem w Bytomiu prezydent miasta Damian Bartyla w ostatniej chwili uniknął katastrofy budżetowej. Miało to miejsce już parę dni temu, ale dopiero teraz po rozmowie z red. Marcinem Zasadą w Radiu Piekary, w której poruszyliśmy też problemy bytomskie zmobilizowałem się do napisania komentarza do niekończącej się opowieści o tym jak Bartyla tworzy nowe zasady rachunkowości.

Przed grudniową sesją bytomskiej Rady Miejskiej, na której, mimo negatywnej opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej, uchwalono budżet miasta na rok 2017 napisałem na blogu, że w sytuacji, do której doprowadził Bartyla zrównoważyć miejską kasę może tylko cięcie planowanych wydatków. Potwierdził to na sesji nie, kto inny jak były już skarbnik miasta Mariusz Konopka, który podczas sesji przyznał, iż proponowana wersja budżetu jest niezgodna z prawem. To jednak nie przeszkodziło prezydentowi Bartyli przedstawić projekt budżetu Radzie a radnym Bytomskiej Inicjatywy Społecznej i Stowarzyszenia Wspólny Bytom zagłosować za jego uchwaleniem. Jak ponury żart zabrzmiało wygłoszone po uchwale oświadczenie radnej Bożeny Mientus z BiS-u, iż …. przyjęcie nielegalnego budżetu jest najlepszym rozwiązaniem dla Bytomia.

Ostatecznie po ponad miesiącu okazało się, że wizja zastąpienia prezydenta miasta i Rady Miejskiej rządowym komisarzem spowodowała, iż znowu, przynajmniej na moment, wróciły realne zasady rachunkowości. Najwyraźniej prezydent Bartyla nie sprawdził się w roli szamana zaklinającego rzeczywistość. Radni musieli uchwalić zaproponowane przez prezydenta cięcia wydatków miejskich zaplanowanych na rok 2017. Zrezygnowano z tegorocznej transzy kredytu inwestycyjnego z Europejskiego Banku Inwestycyjnego oraz ścięto wydatki na prawie 30 mln zł. Po tej operacji budżet stał się zgodny z prawem, ale czy realny to się dopiero okaże. Ciekawe, co na to radna Mientus? Jest instruktorem harcerskim i dała harcerkom i harcerzom lekcję życia. Zasady moralne sobie, życie sobie.

W kilka dni później za pracę w ratuszu podziękował dotychczasowy skarbnik miasta Mariusz Konopka. Pożegnalne wystąpienie przed bytomskimi radnymi powinien zakończyć stwierdzeniem: Ratuj się, kto może! No dobrze a jak ktoś nie może? Bytomskiego ratusza nie da się przenieść do innego wymiaru.

Jeśli do tego dodać utracenie europejskich pieniędzy na Bytomską Centralną Trasę Północ-Południe wskutek żenującego błędu formalnego, nadal niewyjaśnione okoliczności zakupienia przez miejską spółkę zbędnego źródła wody w Tarnowskich Górach czy też najnowszy kwiatek, czyli wydzierżawienie w tajemniczych okolicznościach bytomskiego wysypiska śmieci to mamy obraz całkiem realnej katastrofy w bytomskim samorządzie. Gdyby nie to, że dzieje się to w realu byłby to świetny materiał na scenariusz bytomskiej, lokalnej wersji „House of Cards”, przy którym serial „Pakt”, w którym jedną z bohaterek jest fikcyjna Pani Prezydenta Bytomia, mógłby się schować. Niestety to wszystko dzieje się naprawdę. Nie na ekranie telewizora, ale na naszych oczach, niemalże za rogiem.

Nie jestem obecnie zaangażowany w bytomski samorząd, obserwuję go z perspektywy krakowskiego magistratu. Nadal jednak mieszkam w Bytomiu i nie mogę być obojętny na to, co dzieje się w moim mieście. Przez wiele lat byłem bytomskim VIP-em i dlatego siłą rzeczy zdarza mi się rozmawiać i z tymi, którzy pracują w składzie ekipy prezydenta Bartyli i z tymi, którzy go zwalczają. Z tych rozmów wyłania się obraz wszechogarniającego chaosu w bytomskim ratuszu. I to jest wersja dla Damiana Bartyli pozytywna, bo są też wersje znacznie bardziej ponure. To smutne, bo prezydent Bartyla zaczynał swoje urzędowanie z dużym kapitałem społecznego zaufania i jest niewątpliwie człowiekiem o osobistym uroku i charyzmie. Mógł to wykorzystać dla słuszniej sprawy, ale nie chciał, nie potrafił a może nie widział takiej potrzeby? Dlaczego tak się stało nie wiem, ale jako że znam Bartylę od wielu lat nie jestem zdziwiony.

Comments are closed.