Stary Prezes wysiaduje
To mógłby być tekst o politycznym jazgocie, który rozpętał się wokół ratyfikacji ustawy o systemie zasobów własnych Unii Europejskiej i na jej tle o Krajowym Planie Odbudowy. Ale czy warto pisać o Borysie Budce, który trzęsie się z oburzenia z powodu Lewicy paktującej z PiS-em? Ciekawe czy już uzgodnił to z własną małżonką, która jako radna miasta Gliwice z ramienia Koalicji Obywatelskiej wspólnie z radnymi PiS-u zwalcza prezydenta tego miasta? A może warto pisać o Włodzimierzu Czarzastym, dla którego dyskusja o planie odbudowy to okazja do obrzucania partnerów z opozycji wulgarnymi słowy. Ciekawe, co na ten temat powiedziałby dr Freud? W obu przypadkach pisać nie warto.
Awantura na opozycji w sprawie europejskich funduszy na odbudowę jest zaskakująca. Zwłaszcza szokująca jest temperatura sporu. Niektórzy politycy opozycji znajdują wielką satysfakcję we wzajemnym obrzucaniu się błotem. To zaskoczenie jest dla mnie tym większe, że od pewnego czasu już wiadomo, że obalenie rządu Mateusza Morawieckiego przy okazji ratyfikacji jest mrzonką, a posłom Lewicy, Koalicji Obywatelskiej czy PSL-u w ostatecznym rozrachunku trudno byłoby zagłosować przeciw ratyfikacji.
Nie będę wiec krytykował Lewicy za sam pomysł negocjacji z rządem w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Tyle, że jak mawiali na warszawskiej Pradze o siedzibie Milicji Obywatelskiej przy ulicy Cyryla i Metodego – Cyryl jak Cyryl, ale te Metody. Jeśli zasiada się do negocjacji to trzeba być przygotowanym lepiej od partnera po drugiej stronie stołu negocjacyjnego. Nie wystarczy wrzucić do kotła trochę różnych pomysłów, parę spraw już wynegocjowanych przez samorządowców, odbyć kilka przypadkowych spotkań z prezydentami miast i ogłosić sukces. Bo jak na razie jedynym, który może odtrąbić sukces jest premier Morawiecki.
Od ponad miesiąca w ramach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego trwają żmudne negocjacje ekspertów samorządowych z rządem na temat kształtu Krajowego Planu Odbudowy. Nie są to negocjacje polityczne a merytoryczna rozmowa o zapisach zawartych w KPO, która przyniosła pewne pozytywne zmiany. Negocjacje jeszcze trwają (piszę te słowa w niedzielę 2 maja) i ruch Lewicy temu nie pomógł.
Ale powtarzam – rozumiem moich partyjnych kolegów z Lewicy – chcieli zaznaczyć swoją odrębność i możliwości. Tyle, że trzeba było odrobić lekcje jak należy. Na samej górze kupki dokumentów negocjacyjnych położyć projekt ustawy wdrażającej fundusze europejskie, a ściślej regulujące ich rozdział. Bo kluczem do problemu nie jest powołanie Komitetu Monitorującego, ale jego kompetencje. W obecnej sytuacji najważniejsze nie jest monitorowanie realizacji projektów. Najważniejsze są kryteria ich rozdziału. Faktem jest, że taki warunek mógł i pewnie stanąłby PiS-owi w gardle i negocjacje Lewicy mogły nie zakończyć się triumfalną konferencją prasową. Cóż, Cyryl jak Cyryl, ale te Metody.
Póki, co twardą konsekwencją działań Lewicy jest tylko wymiana złośliwości pomiędzy politykami opozycji. A tymczasem gdzieś tam na dalekim Żoliborzu Stary Prezes wysiaduje i ma wielką satysfakcję z awantury.
Też uważam, że Lewica dobrze zrobiła głosując z otwartą przyłbicą za ustawą ratyfikacyjną. No, może z półotwartą, bo „wynegocjowane” punkty były przecież drugorzędne i chyba miały tylko przekonać sympatyków i wyborców. Właściwie lepiej było powiedzieć wprost: to wazny projekt dla przyszłości Unii Europejskiej – kolejny milowy krok w procesie integracji; potrzebny pilnie nam, ale też społeczeństwom jeszcze bardziej dotkniętym przez COVID-19 (solidarność!); są rzeczy wazniejsze od bieżącej polityki; jeśli rządzące koalicja będzie się nadal chwiać – jeszcze będą inne okazje do wbijania w nią klina.