Argument siły kontra siła argumentów
Kurz po wyborach europejskich opadł. Wszystkie powyborcze komentarze zostały już wygłoszone. Po stronie Prawa i Sprawiedliwości – hulaj dusza, piekła nie ma. Natomiast w Koalicji Europejskiej sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Niektórzy komentatorzy, którzy jeszcze niedawno cieszyli się ze zjednoczenia opozycji teraz twierdzą, iż najlepiej gdyby siły opozycyjne się podzieliły. Uparcie też szukają nowego przywódcy dla opozycji. Wydaje się, iż niektórych usatysfakcjonowałby na czele opozycji tylko Mojżesz, pod warunkiem, że byłby kobietą.
Nie wiem, kto wygra jesienne wybory parlamentarne, ale spróbuję podsumować to, co wiem już teraz.
1) Wiem już, że wyborcy PiS-u to zwarta kolumna, która zagłosuje na to ugrupowanie bez względu na rzeczywistość. Jeśli pojawią się kolejne fakty kompromitujące rządzącą partię to tym gorzej dla faktów. Analizę, dlaczego tak się dzieje pozostawiam socjologom. Na dzisiaj wniosek z tego taki, iż opozycja w trakcie kampanii wyborczej powinna skupić się na zmobilizowaniu półtora miliona wyborców, którzy zagłosowali na nią w wyborach samorządowych a 26 maja 2019 r. pozostali w domu. Na przekonanie wyborców PiS-u nie ma, co liczyć.
2) Wiem już, iż po stronie opozycyjnej nie ma lepszego pomysłu niż Koalicja Europejska, czyli porozumienie największych ugrupowań demokratycznych. Opowieści z mchu i paproci o tworzeniu niszowych centrowych lub lewicowych bloków politycznych na zbliżające się wybory parlamentarne to pomysły na ostateczne oddanie Polski Jarosławowi Kaczyńskiemu. Udowodnić to można za pomocą paru działań matematycznych zastosowanych przez Pana d’Hondta. Politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego, których po wyborach europejskich przeraziła wizja, w której nie będą już jedynym koalicjantem zwycięskiego ugrupowania, mogą poza koalicją wystąpić jedynie w roli „pożytecznych głupców”.
3) Wiem już też, iż na miłą memu sercu wspólną listę lewicowych ugrupowań politycznych jest już za późno. Na takie porozumienie był czas przed wyborami europejskimi, ale Robert Biedroń, który posiadał klucz do takiej koalicji, wyrzucił go wtedy do stawu. Gdy dzisiaj nawołuje do lewicowego porozumienia to brzmi to jak okrzyk „ratunku” dla jego tonącego projektu politycznego.
Co zatem wynika z trzech wymienionych wyżej faktów? Z jednej strony sceny politycznej maszerują karne bataliony PiS-u, które na rozkaz Jarosława Kaczyńskiego są gotowe do każdej, uwarunkowanej politycznie, podłości. A z drugiej strony drepcze nieco rozmemłana opozycja, otoczona tłumem podpowiadaczy, którzy cały czas rozważają, dlaczego Grzegorz Schetyna nie jest tak piękny jak prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz? Pozornie, autorytarnie zarządzana partia polityczna zawsze będzie miała przewagę nad koalicją opozycji, w której najważniejsze decyzje podlegają demokratycznym procedurom. Pozornie.
Zastanówmy się jednak czy na pewno chcemy, aby demokratyczna opozycja stała się klonem PiS-u? Póki, co nadal jednak najbardziej karne bataliony mogą rozbić się o kartkę do głosowania. Opozycja musi odsunąć PiS od władzy siłą argumentów. Bo jeśli ma zdecydować argument siły to, co za różnica, kto wygra?