Selekcja naturalna

Życie polityczne zepchnęło wewnętrzne problemy lewicy na margines. Bezradność rządu wobec pandemii, afera z Pegasusem i rosyjska armia na granicy ukraińskiej są niewątpliwie ważniejsze od lewicowego bigosu. Cofnijmy się jednak na chwilę w czasie. Jest koniec roku 2019. Parlamentarzyści lewicy, startujący z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, zasiedli po czteroletniej przerwie w Sejmie i Senacie. Wydawało się wtedy, że kierunek został wyznaczony i może być już tylko lepiej. Coś tam czasami zgrzytało, ale jako z zasady ostrożny optymista sądziłem, iż jest szansa. Teraz wróćmy do dnia dzisiejszego. Mamy początek roku 2022 i jedno wiemy już na pewno – proces konsolidacji lewicy został sknocony. Wszystkim, którzy będą mnie przekonywali, że na lewicy jest byczo, zdrowo i morowo – mówię nie zaklinajcie rzeczywistości. Gdyby konsolidacja przebiegła zgodnie z planem to po Kongresie Nowej Lewicy jej notowania skoczyłyby w górę. Tymczasem stale obiją się pomiędzy 6 a 9 % i to w sytuacji, w której ze wszystkich badań wynika, iż potencjalny elektorat lewicowy w Polsce to około 20 %. Nie jest ani byczo, ani zdrowo, ani morowo.

To, co się dzieje na polskiej lewicy dowodzi w gruncie rzeczy jednego – o jedności nie można tylko mówić, jedność trzeba praktykować. Jedność w polityce nie może oznaczać tylko wąsko pojętej wspólnoty personalnej. Jeśli ktoś uważa inaczej niech jeszcze raz przeczyta sobie wyniki badań poparcia wyborczego i społecznego w Polsce. Przeczyta ze zrozumieniem. Może wreszcie zauważy rozwierające się nożyce miedzy poparciem dla Nowej Lewicy a potencjalnym elektoratem lewicowym.

Nie wydaje mi się sensowne drobiazgowe roztrząsanie czyja to wina. Wystarczy, że ze środowisk związanych z partią Razem słychać jazgot radości, iż pozbyto się z Nowej Lewicy „socjalliberałów”. Również tych z drugiej strony lewicowej barykady można zapytać gdzie byliście zaraz po sukcesie wyborczym w roku 2019? Także wasza aprobata pozwoliła na błędy, które zaowocowały knotem konsolidacyjnym.

Dodatkowo problemy niepostrzeżenie się mnożą. To już nie tylko knot konsolidacyjny i odzyskanie poparcia społecznego z wyborów parlamentarnych w roku 2019. To także wysokiej klasy specjalista od sprytnego podbierania lewicy głosów wyborczego poparcia. Specjalista nazywa się Donald Tusk i niedawno wrócił do krajowej polityki. Mimo różnych krytycznych opinii radzi sobie, może nie rewelacyjnie, ale na pewno lepiej od reszty opozycyjnego otoczenia. Niestety lewica na działania Tuska od zawsze reaguje na sposób mało wyrafinowany, histerycznie wywijając kijem bejsbolowy, co szczególnie teraz jest wysoce niewskazane.

Dziś lewicy potrzebna jest jedność. To wiedzą na lewicy wszyscy, ale jedność wymaga kompromisu. Kompromis tworzy się przez wzajemne ustępstwa, także personalne. Ale, do kogo ja to mówię? Dziś na lewicy znów obowiązuje zasada – kto nie z nami ten precz.

W roku 2019 wydawało się, że kadencja parlamentu bez lewicy była tylko potknięciem. W roku 2022, po przeprowadzonej za pomocą młotka i gwoździ – cytując zgrabne stwierdzenie red. Kalukina z „Polityki” – konsolidacji lewicy znów mamy szekspirowski dylemat: być albo nie być? Aby rozproszyć ten dylemat w roku 2022 lewicy potrzebny jest nowy typ przywódcy – polski Olaf Scholz – stary, nudny, kompetentny i pragmatyczny praktyk kompromisu. No chyba, że stawiamy na selekcję naturalną. Najpierw masowe wymieranie, a potem zobaczymy, który gatunek przetrwa.

Comments are closed.